Jedynym dźwiękiem, który dał się słyszeć, był odgłos tykającego zegara. Pani Wisconsin uważała, że dostała najgorsze zajęcie z możliwych – pilnowanie uczniów w kozie. Przeważnie na trzy godziny spokoju wystarczało zadanie pracy pisemnej, każdy zajmował się sobą i nie zawracał głowy pani Wisconsin. Jednak ta piątka była inna, poważnie potraktowała prośbę nauczycielki tylko jedna osoba.
Abby zacięcie pisała swój esej. Sprawiała wrażenie, jakby pisanie nie sprawiało jej żadnej trudności, a słowa same przelewały się na papier. Zdążyła już zapisać dwie strony drobnym drukiem.
Inni natomiast w ogóle się nie przejęli zadaniem, które mieli do wykonania. Martin, osoba, która regularnie bywała w kozie, zrobił to, co robił zwykle, gdy tu przychodził – na kawałku papieru szkicował wzory, które później pojawiały się na jego ukochanych deskorolkach.
Louis delikatnie wybijał knykciami rytm, a następnie zapisywał nuty. Odgłosy uderzania o ławkę były takie ciche, że słyszał je tylko siedzący obok Martin, a Louis nie dostał upomnienia o zakłócanie ciszy od pani Wisconsin.
Dustin, barczysty blondyn siedzący na końcu, patrzył się pustym wzrokiem w zegar, jakby chciał siłą woli sprawić, żeby wskazówki szybciej się poruszały.
Najwięcej uwagi nauczycielki przyciągała dziewczyna, która się spóźniła. Plotki o urodzie Julie Anderson nie były wyssane z palca. Każdy jej najdrobniejszy ruch emanował niewymuszoną gracją. Kosmyki jej czekoladowych włosów układały się w idealne pukle, które ładnie podkreślały jej kształt twarzy. Różowa bluzka cały czas osuwała się, pokazując jej szczupłe ramiona.
Julie, czasem patrzyła się w stronę Dustina i posyłała mu tajemnicze uśmiechy. Resztę czasu spędzała na oglądaniu swoich idealnych paznokci. Dziewczyna oderwała wzrok od swoich dłoni i podniosła rękę do góry. Odezwała się melodyjnym głosem:
- Pani profesor, czy mogłabym iść do toalety?
Pani Wisconsin uniosła swoją głowę znad książki i spojrzała się niedowierzającym wzrokiem na Julie.
- Panno Anderson, czy nie spóźniła się pani dostatecznie długo, aby mieć czas na pójście do toalety? – powiedziała z dezaprobatą. Widząc, że dziewczyna nie odpowiada, wróciła do czytania. – Możesz iść, ale masz wrócić za nie dłużej niż 5 minut. – westchnęła w końcu.
Julie wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi. Przechodząc między stolikami, czuła, że zwróciła na siebie uwagę wszystkich chłopaków siedzących w tym pomieszczeniu.
Dopiero odgłos zatrzaskiwanych drzwi odwrócił uwagę Abby od pisania eseju. Rozejrzała się dookoła co robią inni i nie małe było jej zdziwienie, kiedy się okazało, że tylko ona wzięła sobie do serca słowa nauczycielki.
- Dlaczego nic nie piszesz? – spytała się siedzącego najbliżej Martina.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Po co? – odpowiedział – Myślisz, że ktoś to przeczyta? Ej, Abby obudź się! To nie jest lekcja, za to nie mogą wstawić ci ocen.
Abby puściła tą uwagę mimo uszu i wróciła do pisania, stwierdzając, że i tak nie ma nic lepszego do roboty.
Ciężka cisza, przerywana tylko tykaniem zegara znowu powróciła.
∞
- Ale w szkole jest cicho o tej porze dnia. – powiedziała Julie, siadając z powrotem na swoim miejscu.
- Młoda damo, proszę cię, zajmij swoje miejsce i wróć do swoich zajęć. Nie przeszkadzaj innym – odparła pani Wisconsin, nawet nie podnosząc wzroku znad swojej lektury.
Julie usiadła posłusznie na swoim miejscu, nie odzywając się ani słowem protestu.
Nagle powietrze rozdarł ogłuszający dźwięk.
Ten odgłos był słyszany tylko raz w roku, podczas ćwiczeń pożarowych. Teraz było jednak po lekcjach, czyli albo ktoś sobie robi żarty, albo szkoła naprawdę się pali. Dźwięk ten nie był dokładnie taki jaki był podczas ćwiczeń. Był przerywany krótkimi pauzami.
- Czy to znaczy – odezwała się Julie – że możemy już iść do domu?
- Coś jest nie tak z tym dzwonkiem. – powiedziała Abby.
Miała rację, teraz dopiero wyraźnie było słychać, co ktoś chciał przekazać.
Trzy krótkie, trzy długie i znowu trzy krótkie.
S – O – S.
Ktoś potrzebował pomocy.
- Proszę pani, ktoś wysyła wyraźnie wołanie o pomoc. – powiedziała Abby, zapisując coś na kartce. – Trzy krótkie, trzy długie, trzy krótkie. Widzi pani? – dodała wymachując kartką, na której zapisała kropki i kreski. – Ktoś potrzebuje pomocy. Zobaczmy co się tam dzieje.
- Co to, to nie. Nikt z was skąd nie wyjdzie. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakiś podstęp? – odparła nauczycielka.
- Jasne, nikt o zdrowych zmysłach nie wysyłałby takiego kodu dla żartu. – wtrącił Louis. – Pani Wisconsin, proszę się nie obrazić, ale jeśli tam na górze ktoś naprawdę potrzebuje pomocy, to może lepiej, żeby poszedł tam jakiś chłopak.
- W takim razie ja pójdę.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę blondyna, który odezwał się po raz pierwszy od momentu przekroczenia progu tego pomieszczenia.
- Nie przekonacie mnie. – odparła stanowczo pani Wisconsin. – Ja idę, a wy macie się stąd nie ruszać, zrozumiano?
Nie czekając na odpowiedź, wyszła przez drzwi.
- Nie powinna tam sama iść. – powiedział Louis, kiedy tylko zatrzasnęły się drzwi. – Ona jest staruszką, kto wie co jej się stanie.
- Da sobie radę – odrzekł Martin – w końcu ma za sobą trzydzieści lat pracy w zawodzie nauczyciela, więc nieważne co by się tam działo, ona poradzi sobie. Musiała się męczyć z pokoleniami niesfornych uczniów.
- Ja uważam – wtrąciła Julie – że powinien iść któryś z chłopców.
Abby stanęła na palcach, aby móc wyglądać przez małe okienko w drzwiach. Wpatrywała się intensywnie w ciemność, aż zobaczyła ruch na końcu korytarza.
- Ona chyba już wraca. – powiedziała cicho. – Tam coś się chyba dzieje.
Pozostała czwórka podeszła do drzwi, aby również móc popatrzeć na korytarz. Nagle postać, która była na końcu zaczęła zbliżać się szybko, nienaturalnie szybko jak na poruszającą się powoli panią Wisconsin. Coś szarego mignęło w końcu korytarza.
- Co tu się… - zaczęła Abby, ale nie dokończyła, bo głos ugrzązł jej w gardle.
Pani Wisconsin biegła ile sił w nogach, ale w połowie korytarza dogoniły ją trzy postacie. Byli szarzy jak popiół, a z ich zgniłozielonych ust ciekła czerwonawa ciecz. Wyciągnęły swoje palce w stronę starszej nauczycielki i zaciągnęły ją między siebie, tworząc zwarty krąg dookoła jej ciała.
Nagle rozległ się ogłuszający krzyk, a korytarz zalał się krwią. Trzy postacie pochyliły się nad biedną nauczycielką i rozbiły jej głowę, wydobywając ze środka różowawą galaretkę.
Mózg.
Po kilku chwilach, postacie skończyły swe dzieło i oddaliły się w głąb korytarza, zostawiając zmasakrowane ciało.
Cała piątka – Martin, Abby, Louis, Dustin i Julie wpatrywali się w milczeniu w pozostałości rzezi, którą właśnie obejrzeli. Julie zgięła się w pół i osunęła się na kolana. Zaczęła szlochać, przerażające krzyki bezsilności rozrywały ciężką ciszę. Stojący najbliżej niej Louis położył ręce na jej ramionach i przyciągnął ją do siebie, szepcząc słowa pociechy.
Abby poczuła suchość w gardle, ale mimo to odezwała się łamiącym głosem:
- Truposze – szepnęła – już jesteśmy martwi.
_______________
Jak się podobał nowy rozdział? Jak myślicie, co zrobią dalej? Czy wszyscy przeżyją?
Jeśli przeczytałaś/eś to skomentuj - dla Ciebie to kilka chwil, a dla mnie świadomość, że ktoś czyta moją twórczość :))
Jeśli przeczytałaś/eś to skomentuj - dla Ciebie to kilka chwil, a dla mnie świadomość, że ktoś czyta moją twórczość :))
Uwielbiaaaam ^^ Oni muszą przeżyć <333
OdpowiedzUsuńFajnie, że wreszcie znalazłaś swoje powołanie, żeby się w przyszłości spełnić :) Zresztą, ambitne tło wstawiłaś, akurat pasuje do tematyki. Jest zdecydowanie lepsze niż poprzednie :D
OdpowiedzUsuńWciąga na maksa! Już uwielbiam tego bloga i z pewnością będę go regularnie odwiedzać i komentować, choć to drugie z małymi spóźnieniami ;)
OdpowiedzUsuńMasz świetny styl pisania, a tematyka mi w pełni pasuje ^^
Nie wiem co by tu jeszcze napisać, ale na pewno życzę weny, bo z tym jest różnie ;> Błędów żadnych nie znalazłam, tylko jedno powtórzenie: "Sprawiała wrażenie, jakby pisanie nie sprawiało jej żadnej trudności (...)" A poza tym okay c;
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo tak właściwie to z zombie miała styczność tylko kilka razy. Raz, gdy oglądałam z kuzynką Rec, a drugi, kiedy leciał serial w tv Żywe trupy xD Nie ma to jak karmić zombie mieszkających w stodole kurami, którym wcześniej skręciło się kark :o
Sądzę, że wszyscy przeżyją, ewentualnie Dustina pożrą c; Co zrobią dalej? Pewnie zabarykadują się w piwnicy i będą się bić o wodę :D Taki żart ^^
Jeszcze raz weny! ((:
[www.miranda-ellie-johansson.blogspot.com
Świetne! Czekam na kolejny rozdział, pisz jak najszybciej! Chciałabym, aby wszyscy przeżyli, ewentualnie mogliby zabić Julie, ale to się pewnie nie stanie, zakładam że umrze Martin lub Dustin ;-; Błagam, nie! ;-;
OdpowiedzUsuńMasz fantastycznego bloga! No zakochałam się w nim.
OdpowiedzUsuńFabuła, którą chcesz przedstawić jest bardzo rzadko spotykana ( przynajmniej jak ja szukam blogów do czytania xD )
Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału i to jak się potoczą losy bohaterów. Naprawdę stworzyłaś dziwną grupkę xDD ( to komplement )
Weny i motywacji.
Wow. Masz wielki talent. Widać, że pisanie przychodzi Ci z łatwością. Rób to dalej, bo jesteś w tym świetna i szkoda, żeby się to zmarnowało. Jak kiedyś to wydasz, to napewno kupię :). Pozdrawiam: Łódzki Heros ;)
OdpowiedzUsuńsuper ;3
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://ideprzezswiatzrozwiazanymisznurowkami.blogspot.com/