niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XIV

- Nie, nie, nie, nie.
    Dustin powtarzał w kółko to jedno słowo niczym mantrę, pragnąc aby to wszystko co się zdarzyło okazało się nieprawdą. Wolał wierzyć, że zapanowała apokalipsa zombie, niż że w centrum tego całego zamieszania znalazła się Jules.
    Chłopak podszedł do rudowłosej dziewczyny, która wyglądała na nie więcej niż dwadzieścia kilka lat. Uklęknął, tak że teraz ich twarze znajdowały się na jednym poziomie. Jules ukryła twarz w dłoniach, a jedynym kolorowym punktem w tym pomieszczeniu była jej burza rudych włosów. Wiedział dobrze, że prawie niezauważalne kołysanie się w przód i w tym oznacza, że dziewczyna płacze. Dustin delikatnie podniósł jej podbródek, zmuszając ją tym samym do spojrzenia sobie w oczy.
    - Hej Dusty – powiedziała przez łzy. Posłała chłopakowi smutny uśmiech. – Wiedziałam, że sobie poradzisz i prędzej czy później  mnie znajdziesz.
    Dustin wpatrywał się w jej niebieskie oczy i przez dłuższą chwilę nie mógł powiedzieć nic sensownego. Cały czas powtarzał sobie pod nosem swoją  mantrę: nie, nie, nie, nie.
    Po chwili odzyskał rezon.
    - Jules, w co ty się znowu wpakowałaś? – spytał, zaostrzając swój ton z każdym wypowiadanym słowem.
    - To nie miało tak wyjść, plany były zupełnie inne. Jednak wszystko skończyło się jak zawsze – do dupy.
    - Serio, tylko na tyle cię stać? – warknął w odpowiedzi.
    Louis odchrząknął, przypominając wszystkim zebranym o obecności jego i Julie.
    - Stop, zgubiłem się gdzieś przy „hej Dusty”. – Wyciągnął przed siebie wyprostowane dłonie w geście spowolnienia. Zamknął oczy, by spróbować się skoncentrować. Louis wziął głęboki oddech i spod przymrużonych powiek spojrzał na Dustina. – Ustalmy najpierw kilka faktów. Po pierwsze, skąd wy się znacie? Po drugie, dlaczego mówisz do niej, jakby ta cała sytuacja to była jej wina? I po trzecie, prawdopodobnie najważniejsze – dlaczego do jasnej cholery jesteś na „ty” ze szkolną pielęgniarką?
    Rudowłosa nie zwróciła uwagi na to, że pytania nie były skierowane do niej i zwróciła się do Louisa.
    - Pamiętam cię. Byłeś u mnie w zeszłym tygodniu. Miałeś skaleczone opuszki palców po meczu w siatkówkę. – Pielęgniarka obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem niebieskich oczu. – Lenny, prawda?
    - Louis – poprawił ją chłopak.
    - Racja, przepraszam. Widzisz Louis – kontynuowała – Dustin i ja jesteśmy rodzeństwem.
Im dłużej Julie przyglądała się Jules i Dustinowi, tym łatwiej było jej znaleźć cechy, świadczące o ich pokrewieństwie. Kanciaste szczęki z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi i niebieskie oczy. Nawet ciemniejsze plamki na ich tęczówkach były w tym samym miejscu.
    Jednak równie wiele rzeczy ich dzieliło – czupryna Dustina była w kolorze piasku, natomiast Jules miała na głowie burzę rudych loków.  Oboje byli dość wysocy, ale Jules była bardzo szczupła, wręcz cherlawa i sprawiała wrażenie, że jeden silniejszy podmuch wiatru może ją przełamać jak zapałkę, a Dustin – jak na sportowca przystało - był bardzo umięśniony.
    Julie zżerała ciekawość i chciała zasypać dziewczynę nieskończoną liczbą pytań. Czy Dustin wiedział, że pracujesz w naszej szkole? Jeśli tak, to dlaczego był taki zaskoczony twoją obecnością? Dlaczego Dustin uważa, że to co się teraz dzieje – czymkolwiek „to” jest – jest twoją winą? Jakiego używasz szamponu, ponieważ twoje włosy są idealne, a moje wyglądają jak kupa siana i zapachem przypominają oborę?
    Julie usłyszała jednak inne pytanie.
    - Co pani tu robi, pani profesor?
    Profesor Sinner zauważyli od razu po wejściu do klasy, jednak całe Dustinowo-Julesowe zamieszanie odciągnęło od niej uwagę. Dopiero teraz, gdy rodzeństwo się już uspokoiło, Louis zaczął bombardować nauczycielkę biologii pytaniami.
    - Pani doktor, myślę, że nie ma sensu dalsze ukrywanie prawdy.
    Dustin, Louis i Jules odwrócili swoje głowy w stronę Jules, która wypowiedziała te słowa.
    - Pani doktor? – spytali chórem.
    - Przecież ona jest nauczycielką, a nie lekarzem. – powiedziała Julie.
    - Panna Vein ma na myśli stopień naukowy. Chociaż ze względu na moją specjalizację można mnie także nazwać lekarzem. – Sinner odezwała się pierwszy raz od przybycia trójki nastolatków.
    - Panna Vein? – Julie wiedziała, że profesor/doktor Sinner ma na myśli Jules, jednak jeden szczegół jej się nie zgadzał. – Przecież to nie jest nazwisko Dustina. Skoro jesteście rodzeństwem to czy nie powinniście mieć wpólne…
    - Dustin jest moim przyrodnim bratem. – przerwała jej Jules. – Jedna matka, różni ojcowie. Kiedy mój tata zmarł, mama wyszła za mąż za ojca Dustina. Bardzo go kocham, ale jednak zostałam przy swoim nazwisku.
    - To wiele wyjaśnia. – powiedział Louis, gdyż nie wiedział za bardzo jakie inne słowa byłyby właściwie. W jego wypadku minęłoby wiele miesięcy, zanim podzieliłby się z kimś swoją historią. Jules, nie licząc wypadku z poprzedniego tygodnia, znał przez kilka minut, a dziewczyna zdążyła mu powiedzieć o śmierci jej ojca i ojczymie.
   - Trochę odbiegliśmy od tematu. – zauważyła słusznie Julie. – Bardzo chętnie usłyszymy prawdę.
   Jules spojrzała na Sinner, która uparcie wpatrywała się przed siebie, ani razy nie spojrzawszy na swoich towarzyszy. Widocznie ona nie miała zamiary nic powiedzieć. Natomiast Jules miała już dosyć życia w kłamstwie.
    - To wszystko nasza wina. – powiedziała bez ogródek.
    - Co masz na myśli? – spytał Louis. Chłopak skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i oparł się o kant ławki. Po jego postawie można by pomyśleć, że chce posłuchać ciekawej opowieści, ale jego źrenice zamieniły są w wąską szparkę i nie spuszczały wzroku z Sinner.
    - Mam na myśli homo putrescentibus. Człowiek gnijący. Żywy trup. Zombie. – Jules urwała na chwilę, aby popatrzeć na twarze nastolatków. Kiedy mrugnęła po jej policzku spłynęła łza. Natychmiast wytarła ją wierzchem dłoni. - Doktor Sinner była kiedyś, cóż właściwie to nadal jest genialnym biotechnologiem. Podczas badań zauważyła, że gdyby ulepszyć pewne komórki ciała, przestalibyśmy się starzeć w tak zatrważającym tempie. Bylibyśmy odporni na wszystkich choroby, łącznie z rakiem. Aby im zapobiec, wystarczyłaby szczepionka. Taki zabieg mógłby sobie zafundować każdy. Potraficie to sobie wyobrazić?
    Sinner przerwała Jules.
    - Oczywiście, że nie potrafią sobie tego wyobrazić. To dzieci, nie mają pojęcia o wspólnym dobru. Wszystkie wyniki były zadowalające, przeszłam w fazę testów na żywych organizmach. Najpierw w grę wchodziły myszy, ale oczywiście wiadomo, że efekt na ludziach nie będzie w stu procentach zgodny. – W jej głosie brzmiała pogarda do nastolatków i jakaś inna dziwna nuta, której Louis nie mógł na początku rozszyfrować. Po chwili zdał sobie sprawę, że profesor Sinner mówi o swoich badaniach jak o dziecku. Kochała je bezwarunkowo i nie potrafiła dostrzec ich wad. - Mój Gen X był idealny, jednak nie pozwolili mi przeprowadzić badań na ludziach. Ponieważ nie pasował im jeden drobny szczegół…
    Dustin nie pozwolił jej dokończyć zdania. Teraz wszyscy słuchali z ciekawością wypisaną na twarzach.
    - Jaki szczegół?
    - Chodzi o wyniki badań na tych cholernych myszach. Jeden z mysich łańcuchów kwasu deoksyrybonukleinowego lub jak to wy mówicie DNA powodował, że Gen X przyjmował się tylko na początku. Przez pierwsze tygodnie wszystko było w porządku, a potem następowała dziwna mutacja. Coś w rodzaju efektu jo-jo. Ciało reagowało na wszystko z zwiększoną siłą, nawet na zwykłe roztocza. Narządy zamiast się goić, zaczęły gnić.  Nazwałam to putrescentizmem, czyli procesem gnicia, rozkładu. Mam wrażenie, że nie macie ochoty słuchać o anatomicznych szczegółach. Cóż, żeby skrócić wam nieprzyjemne momenty, powiem tylko, że działo się z tymi myszami to samo co po śmierci. Różnica polegała na tym, że putrescentizm działał od środka, tworząc martwe zwierzę w środku, a jednocześnie nadal żywe, ponieważ gnicie nie dotykało mózgu. Chodząca skorupa, która chciała tylko zabijać. Zaczęło dochodzić do aktów kanibalizmu.
    Julie próbowała sobie wyobrazić jak może czuć się takie stworzenie. Mieć świadomość, że umierasz i czujesz z każdym dniem, każdą godziną, każdą minutą, każdą sekundą oddech śmierci na karku. Jednocześnie nie możesz nic z tym zrobić, pozostaje ci się tylko pogodzić z losem. Myślisz, że niedługo nadejdzie upragniona i wyczekiwana śmierć, a tu się okazuje, że jest już za późno na jakiekolwiek decyzje i do końca będziesz tylko czymś, co chce śmierci i ciała innych. Nagle dostrzegła sens w historiach o średniowiecznych rycerzach noszących przy sobie mizerykordię, krótki, wąski sztylet służący do dobijania rannego lub konającego przeciwnika. Każdy człowiek o zdrowych zmysłach, który ma przy sobie odrobinę współczucia i empatii nie życzy nawet najgorszemu wrogowi śmierci w takich męczarniach. Zawodzenia i jęki zombie są ich rozpaczliwych krzykiem o pomoc, którego nie rozumie nikt poza nimi samymi, ale oni nie są w stanie sobie nawzajem pomóc. Julie odrzuciła od siebie te myśli i próbowała sobie wmówić, że wyolbrzymia. W głębi duszy wiedziała jednak, że pewnie ta wersja niewiele różni się od prawdy.
    - Nie pozwolili na testy na ludziach, przeraziła ich możliwość putrescentizmu. Przecież jednak wcale nie musiało do tego dojść. Znalazłam już nawet kilku bezdomnych, którzy za nocleg i wyżywienie chętnie by się zgodzili na kilka eksperymentów… - Sinner popatrzyła na okna zakryte ciemnymi zasłonami, jakby wyobrażała sobie co kryje się za nimi. Świat nieograniczonych możliwości.
    - Odbiega pani od tematu. – Dustin sprowadził ją na ziemię rzeczowym tonem i niezwykłą suchością w głosie. Między nim a Julie i Louisem doszło do kilku spięć, jednak nigdy nie widzieli Dustina w takim stanie.
    - Oczywiście, że to was nie interesuje. Obce jest wam pojęcie ideologii, nie potrafilibyście dla niej wszystkiego poświęcić. – obruszyła się Sinner.
    Jules potarła sobie czoło w geście lekkiego zażenowania zachowaniem swojej pracodawczyni.
    - W międzyczasie pani doktor zaczęła poszukiwać asystentki. Ktoś był potrzebny do ustalanie spotkań, parzenia kawy i porządkowania wszystkich tych „niezbędnych” papierów. – W tym momencie Jules uniosła obie dłonie na wysokość twarzy, ułożyła palce środkowe i wskazujące w znak litery V i dwa je zgięła w tym samym czasie. – Studiowałam medycynę, ale chciałam się przenieść na biotechnologię. Zanim zdecydowałam się na największy krok w swojej karierze, postanowiłam poszukać pracy w Instytucie Biotechnologii. Kiedy usłyszałam, że osoba z najlepszą renomą w swojej branży poszukuje kogoś do pomocy, nie wahałam się ani chwili, starając się nie myśleć o plotkach krążących na jej temat.
    - Jak miło, że nigdy nie raczyłaś mi wspomnieć o tym szczególe, panno Vein. – powiedziała z przekąsem Sinner. – Co o mnie mówili?
    - Niezrównoważona psychiczne kobieta, chcąca zawsze postawić na swoim. Wariatka o genialnym umyśle. Myślę, że było trochę w tym prawdy, skoro jednak dopięłaś swojego.
    Julie wyczuła, że coś nieprzyjemnego musiało się zdarzyć między profesor Sinner a siostrą Dustina. Nigdy nie lubiła biologii, ale teraz miała ku temu jakieś sensowne uzasadnienie. Uczyła ją psychopatka o wielkich ambicjach.
    - Doktor Sinner próbowała przekonać wielu ludzi, aby poparli jej pomysł, zaczynając na władzach Instytutu Biotechnologii, a kończąc na przewodniczących światowych organizacji. Każdy jej odmawiał, mieli ku temu niezbite dowody. Ona jednak się zabezpieczyła. W momencie, kiedy ostatnia osoba powiedziała „nie”, pani doktor wprowadziła w życie swój plan B. Wykorzystanie niewinnych, niczego nieświadomych do swoich szalonych eksperymentów. Oczywiście w momencie, kiedy się o tym dowiedziałam, rzuciłam pracę i wróciłam tutaj, do Lincoln Bay, do swojego rodzinnego miasta, aby zatrudnić się jako szkolna pielęgniarka. Sinner jest jednak bardzo mądrą i sprytną kobietą, wiedziała wszystko o moich zamiarach.
    - Co więc zrobiła? – spytał Louis, przeczuwając, że już zna odpowiedź na to pytanie.
    - Przyjechała tu za mną i zatrudniła się w tej samej szkole jako nauczycielka biologii. W Lincoln Bay nikt nie widział w niej szalonego naukowca, tutaj była po prostu nauczycielem.
    Louis popatrzył się z konsternacją na obie kobiety.
    - Jules, skoro mówisz, że się zwolniłaś to dlaczego sądzisz, że cała tak epidemia to także twoja wina?
    Sinner ogarnęło niedowierzanie. Pokręciła z dezaprobatą głową.
   - Och, jeszcze to do was nie dotarło? Skoro tego samego dnia co to wszystko się zaczęło, odbywały się szczepienia, to kto inny mógł zaaplikować wirusa z Genem X jak nie szkolna pielęgniarka?
    Louis i Julie zwrócili swoje twarze w stronę Jules. Dziewczyna spuściła głowę, rude kosmyki opadły na jej czoło. Cicho pociągnęła nosem.
    Tylko Dustin nie wydawał się zaskoczony takim obrotem spraw.
    - Ja nie miałam pojęcia co im aplikuje. – wydukała Jules. Starała się z całych sił powstrzymać od wybuchnięcia niepohamowanym płaczem. Niestety, jej wysiłki spaliły na panewce, a po zaróżowionych policzkach ciekły łzy. – Myślałam, że to zwykła szczepionka, Gen X wyglądał podobnie. Nawet nie wiem, kiedy ona je podmieniła.
    Julie nagle zrobiło się strasznie żal dziewczyny. Miała ochotę ją przytulić i powiedzieć „nic się nie stało”. Jednak to nie była prawda. Przez działanie Jules wydarzyło się bardzo wiele złego. Istniał jednak sposób, aby zdjąć trochę ciężaru z bark dziewczyny.
    - Jak to je podmieniła? – spytała Julie. – Masz na myśli, że nasza ukochana pani profesor stoi za tym wszystkim?
    - Oczywiście, że ja to zrobiłam. Myślisz, że przyjemnością było uczenie bandy nastolatków, którzy nie myślą racjonalnie pod wpływem buzujących hormonów? Przynajmniej wasze pojawienie się na świecie nie było totalnym marnotrawstwem, powinniście być dumni, że przysłużyliście się nauce.
    Louisa oburzyły i jednocześnie głęboko dotknęły jej słowa. Poczuł się w obowiązku chronić wszystkich nastolatków tego świata.
    - Pani nigdy nie była młoda? – spytał z wyrzutem. – Poza tym, czy pańskie działania nie łamią jakieś Konwencji o Prawach Człowieka. Nie jestem pewien czy to jest do końca legal…
    Nie dokończył zdania, ponieważ zakręciło mu się w głowie. Chłopak złapał się za swoje skronie i zaczął je intensywnie rozmasowywać. Louis poczuł, że jego nogi są jak z waty i nie dadzą rady utrzymać całego ciężaru jego ciała. Powoli, jakby przebywał za długo pod wodą zaczął tracić przytomność.
    Pierwszy zareagował Dustin. Natychmiast poderwał się ze swojego miejsca i rzucił się w stronę upadającego przyjaciela. Chciał chociaż trochę zamortyzować jego zderzenie się z podłogą. Linoleum boleśnie obtarło ręce Dustina.
    Julie podbiegła do nich. Uklękła i złapała nieprzytomnego Louisa za dłoń. Odetchnęła z ulgą, kiedy wyczuła słaby puls.
    - Zróbcie coś! – zwróciła się z prośbą do Jules i Sinner. Kiedy żadna z nich nic nie zrobiła, krzyknęła jeszcze raz: - Do jasnej cholery, zróbcie coś! Chyba uczą was na tych studiach pierwszej pomocy!
    Jules podeszła do zbiorowiska wokół Louisa i przyklęknęła na jednym kolanie. Jako pierwsza zauważyła czarną plamę na dżinsach chłopaka. Podwinęła delikatnie nogawkę, chcąc zobaczyć co się pod nią znajduje.
    Ich oczom ukazała się okropna rana, znajdująca się tuż nad lewą kostką. Dookoła śladu po zębach wysuszona skóra zaczęła zielenieć. Z ugryzień sączyła się czarna maź. Julie i Dustin wpatrywali się jak zaklęci w nogę Louisa. Mimo obrzydzenia nie potrafili odwrócić wzroku.
    - Powinnam chyba powiedzieć, że mi przykro. – rzekła lodowatym tonem Sinner. – Wasz przyjaciel został ugryziony. Zamienia się w zombie.

________________________________________
Wypadałoby tu coś napisać.
Na początek chciałabym z całego serca przeprosić za bardzo długą nieobecność na blogu i w bloggosferze. Jednak ci z Was, moi ukochani czytelnicy, którzy mają jeszcze do mnie cierpliwość i ochotę czytać to co tworzy się w mojej głowie, chodzą do szkoły, wiedzą jak trudna jest końcówka roku szkolnego. Niekończące się testy, odpytywania sprawdzające umiejętności, starania o jak najlepszą ocenę na zakończenie - gdzieś po drodze zgubiłam czas na pisanie bloga. Do tego wszystkiego doszła jeszcze wycieczka szkolna, koncert... za dużo tego. Postanawiam się poprawić i częściej dodawać rozdziały. Mam nadzieję, że moją nieobecność chociaż w małym stopnim zrekompensuje Wam trochę dłuższym niż zwykle rozdziałem. 
Dziękuje z głębi serca wszystkim, którzy nadal pozostali tutaj, aby śledzić dalsze losy Dustina, Julie, Louisa, Abby i Martina.
Piszcie w komentarzach, czy podobał Wam się ten rozdział, czy wyjaśnił kilka spraw i co najważniejsze: czy drżycie ze strachu nad przyszłością Louisa ;)
P S Spokojnie, zamierzam nadal kontynuować tą historię ^^
P P S Przypomniam, że można mnie znaleźć na Wattpadzie (link w kolumnie obok, wystarczy kliknąć w grafikę)
P P P S Rozważam wrzucenia na bloga zwiastuna, skleconego przeze mnie w chwili nudy. Ktoś popiera?