-
Co to było? – spytała przestraszona Julie.
Louis popatrzył na nią lekko obłąkanym wzrokiem.
- No nie mów mi, że nie widziałaś jak trupy, rozerwały naszą całkiem żywą nauczycielkę? – odparł z przekąsem.
Julie zaczęła bardzo intensywnie oglądać czubki swoich balerinek.
- Nie o to mi chodziło. – powiedziała, zdobywając się na odwagę, aby spojrzeć w oczy Louisowi. – Jak oni stali się zombie? Przecież takie rzeczy występują tylko na filmach!
Martin odchrząknął, zwracając na siebie uwagę całej grupki.
- Nie ma teraz czasu na kłótnie, musimy działać wspólnie. Co wy na to, żeby poszukać jakiegoś sposobu, na dowiedzenie się, o co w tym wszystkim chodzi?
Louis popatrzył na nią lekko obłąkanym wzrokiem.
- No nie mów mi, że nie widziałaś jak trupy, rozerwały naszą całkiem żywą nauczycielkę? – odparł z przekąsem.
Julie zaczęła bardzo intensywnie oglądać czubki swoich balerinek.
- Nie o to mi chodziło. – powiedziała, zdobywając się na odwagę, aby spojrzeć w oczy Louisowi. – Jak oni stali się zombie? Przecież takie rzeczy występują tylko na filmach!
Martin odchrząknął, zwracając na siebie uwagę całej grupki.
- Nie ma teraz czasu na kłótnie, musimy działać wspólnie. Co wy na to, żeby poszukać jakiegoś sposobu, na dowiedzenie się, o co w tym wszystkim chodzi?
∞
Julie
westchnęła i rozłożyła ręce w teatralnym geście.
- Tutaj nic nie ma! Same starocie!
- Pozwolisz, że się z tobą nie zgodzę. – odparła Abby, wyciągając niewielkie pudło ze starej szafki na dokumenty. – Mam zaszczyt, pokazać wam coś, czego pewnie nasze pokolenie już nie widuje. Panie i panowie, oto radio!
Julie tylko w jednym miejscu widziała radio – w mieszkaniu jej dziadka. Osoby z jej kręgów używały raczej iPodów.
- Fajnie, tylko mamy malutki problem. – zauważył Dustin - Jak chcesz je uruchomić? Antena jest urwana.
- To nie jest znowu taka tragedia. – powiedział Martin i patrząc się na Abby zapytał: Ile?
- Pięć.
- Tutaj nic nie ma! Same starocie!
- Pozwolisz, że się z tobą nie zgodzę. – odparła Abby, wyciągając niewielkie pudło ze starej szafki na dokumenty. – Mam zaszczyt, pokazać wam coś, czego pewnie nasze pokolenie już nie widuje. Panie i panowie, oto radio!
Julie tylko w jednym miejscu widziała radio – w mieszkaniu jej dziadka. Osoby z jej kręgów używały raczej iPodów.
- Fajnie, tylko mamy malutki problem. – zauważył Dustin - Jak chcesz je uruchomić? Antena jest urwana.
- To nie jest znowu taka tragedia. – powiedział Martin i patrząc się na Abby zapytał: Ile?
- Pięć.
Tak
jak Abby założyła sobie, po równo pięciu minutach radio zostało naprawione i
przywrócone od użytku. Teraz wystarczyło znaleźć tylko właściwą stację, która nadawałaby
potrzebne im informacje. Po kilku chwilach nasłuchiwania szumów i przekręcenia
pokrętłem, Abby znalazła to, czego szukała. Wszyscy zbili się w ciasną grupkę i
stanęli dookoła odbiornika.
„Jak podaje nasza reporterka, szkoła Lincoln Bay High została zamknięta z powodu rozprzestrzeniania się nieznanego wirusa. Osoby przebywające na terenie szkoły, są proszone o pozostanie w jej obrębie, do czasu wyjaśnienia metody zarażenia i podania antidotum. Wszystkie bramy zostały zamknięte od zewnątrz, tak, aby nie można było się wydostać. Według planu, o tej godzinie w szkole przebywali tylko uczniowie najstarszych klas Lincoln Bay High, trójka nauczycieli, dwoje pracowników technicznych oraz pan dyrektor Harrison Allen. Osoby zarażone zachowują się niezwykle dziwnie. Poszkodowanych i ich bliskich prosimy o wyrozumiałość dla obecnej sytuacji.”
- Serio? – zdumiał się Martin. – Osoby zarażone zachowują się dziwnie? To są cholerne żywe trupy, a nie jakieś dzieciaki zarażone osobą wietrzną!
- W każdym bądź razie – powiedział Louis – wiemy, że jesteśmy zdani sami na siebie. Ma ktoś jakiś plan?
- Co wy na to, żeby postarać się pozostać żywym? – podsunęła Abby.
Nikt nie wiedział czy to była sprawa zmęczenia, czy też frustracji, że muszą radzić sobie samodzielnie, ale w tym momencie, wisielczy humor Abby sprawił, że wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rada, aby pozostać żywym w budynku pełnym zombie była największym absurdem tego dnia.
Tę krótką chwilę gorzkiej radości, przerwał huk, który zatrząsnął pomieszczeniem.
- Pójdę sprawdzić, co się dzieje. – powiedział Louis i nie czekając na zgodę pozostałych udał się w stronę drzwi.
Martin przytrzymał go za ramię, pokazując tym gestem, że nie pozwoli mu odejść.
- Widziałeś, co się stało z ostatnią osobą, która wyszła „sprawdzić, co się dzieje”. Nie pozwolę, żebyś tak skończył. Nigdzie nie idziesz. – oświadczył stanowczo.
- Masz rację. – odparł Louis. – Musimy teraz trzymać się razem. Nie wiemy, ile żywych pozostało.
Nagle drzwi zatrzeszczały niebezpiecznie, a w małym okienku pojawiła się postać.
Cerę miała zgniłozieloną, a na nienaturalnie jasnych oczach pojawiły się żyły. Na głowie pozostało kilka siwych włosów. Ze spękanych ust sączyła się krew.
W czaszce ziała ogromna dziura.
Postać miarowo uderzała w drzwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Louis w ułamku sekundy zrozumiał, że patrzy w oczy trupowi, który niegdyś był panią Wisconsin.
Julie, kiedy tylko to pojęła, wydała z siebie niekontrolowany okrzyk, ale natychmiast zakryła usta dłonią, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Do oczu znowu podeszły jej łzy, które wytarła szybko rękawem.
Natomiast Abby, jak w transie, podeszła do malutkiego okienka, aby przyjrzeć się truposzowi, który właśnie chciał się dostać do ich kryjówki. Przechyliła głowę na bok, lekko rozchyliła usta i przyglądała się z zaciekawieniem zombie.
- Co ty robisz? – zapytał Dustin. Bał się, żeby Abby nie przyszło do głowy otwierać drzwi i wpuścić nauczycielkę do środka.
Abby uciszyła go syknięciem.
- Chcę się przyjrzeć tym istotom. Najwięcej informacji wyciągamy właśnie z obserwacji. – powiedziała poważnym tonem. – Z resztą, nie wiadomo, kiedy będziemy mieli kolejną okazję, żeby ich poobserwować, ze stuprocentową pewnością, że nasze mózgi pozostaną na swoich miejscach.
W czasie, kiedy wszyscy w milczeniu zastanawiali się na sensem słów Abby, dziewczyna podeszła do biurka i wzięła leżącą tam karteczkę. Książka, którą czytała pani Wisconsin tuż przed swoją tragiczną śmiercią, przypomniała dziewczynie o ich fatalnym położeniu. Musieli się jakoś stąd wydostać, ale nie mogli liczyć na pomoc z zewnątrz. Byli zdani na siebie. Nie wiadomo, jak długo będą musieli siedzieć w tej piwnicy, a przecież trzeba było spełniać swoje podstawowe potrzeby.
Abby zapisała na karteczce wszystkie swoje spostrzeżenia dotyczące zombie. Te dwa spotkania sporo ją nauczyły, w tym, (a) gdy chcą zdobyć ofiarę, poruszają się w grupie, (b) ich ulubionym przysmakiem są mózgi, (c) kiedy są same, nie wiedzą co się dzieje; kiedy jest ich więcej, stają się zabójczą maszyną.
Kiedy Abby robiła notatki, Louis i Martin się wygodnie rozsiedli i zaczęli grać w karty.
- Dustin, może chcesz się dołączyć? – spytał Martin z uśmiechem na twarzy.
Julie popatrzyła na nich z niedowierzaniem.
- Jak możecie grać w karty, kiedy nasze życia są zagrożone?! – krzyknęła z wyrzutem dziewczyna.
- Przypominamy ci – powiedział Louis – że to my staramy się wymyślić jakiś plan, a nie reagujemy, emocjonalnie na każdy widok trupa. I tak jesteśmy chwilowo tutaj uziemieni.
- Więc teraz – dodał Martin – zamiast narzekać, może byś się dołączyła do nas?
Trochę rozrywki nie zaszkodzi – pomyślała Julie i przysiadła się do chłopaków.
„Jak podaje nasza reporterka, szkoła Lincoln Bay High została zamknięta z powodu rozprzestrzeniania się nieznanego wirusa. Osoby przebywające na terenie szkoły, są proszone o pozostanie w jej obrębie, do czasu wyjaśnienia metody zarażenia i podania antidotum. Wszystkie bramy zostały zamknięte od zewnątrz, tak, aby nie można było się wydostać. Według planu, o tej godzinie w szkole przebywali tylko uczniowie najstarszych klas Lincoln Bay High, trójka nauczycieli, dwoje pracowników technicznych oraz pan dyrektor Harrison Allen. Osoby zarażone zachowują się niezwykle dziwnie. Poszkodowanych i ich bliskich prosimy o wyrozumiałość dla obecnej sytuacji.”
- Serio? – zdumiał się Martin. – Osoby zarażone zachowują się dziwnie? To są cholerne żywe trupy, a nie jakieś dzieciaki zarażone osobą wietrzną!
- W każdym bądź razie – powiedział Louis – wiemy, że jesteśmy zdani sami na siebie. Ma ktoś jakiś plan?
- Co wy na to, żeby postarać się pozostać żywym? – podsunęła Abby.
Nikt nie wiedział czy to była sprawa zmęczenia, czy też frustracji, że muszą radzić sobie samodzielnie, ale w tym momencie, wisielczy humor Abby sprawił, że wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rada, aby pozostać żywym w budynku pełnym zombie była największym absurdem tego dnia.
Tę krótką chwilę gorzkiej radości, przerwał huk, który zatrząsnął pomieszczeniem.
- Pójdę sprawdzić, co się dzieje. – powiedział Louis i nie czekając na zgodę pozostałych udał się w stronę drzwi.
Martin przytrzymał go za ramię, pokazując tym gestem, że nie pozwoli mu odejść.
- Widziałeś, co się stało z ostatnią osobą, która wyszła „sprawdzić, co się dzieje”. Nie pozwolę, żebyś tak skończył. Nigdzie nie idziesz. – oświadczył stanowczo.
- Masz rację. – odparł Louis. – Musimy teraz trzymać się razem. Nie wiemy, ile żywych pozostało.
Nagle drzwi zatrzeszczały niebezpiecznie, a w małym okienku pojawiła się postać.
Cerę miała zgniłozieloną, a na nienaturalnie jasnych oczach pojawiły się żyły. Na głowie pozostało kilka siwych włosów. Ze spękanych ust sączyła się krew.
W czaszce ziała ogromna dziura.
Postać miarowo uderzała w drzwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Louis w ułamku sekundy zrozumiał, że patrzy w oczy trupowi, który niegdyś był panią Wisconsin.
Julie, kiedy tylko to pojęła, wydała z siebie niekontrolowany okrzyk, ale natychmiast zakryła usta dłonią, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Do oczu znowu podeszły jej łzy, które wytarła szybko rękawem.
Natomiast Abby, jak w transie, podeszła do malutkiego okienka, aby przyjrzeć się truposzowi, który właśnie chciał się dostać do ich kryjówki. Przechyliła głowę na bok, lekko rozchyliła usta i przyglądała się z zaciekawieniem zombie.
- Co ty robisz? – zapytał Dustin. Bał się, żeby Abby nie przyszło do głowy otwierać drzwi i wpuścić nauczycielkę do środka.
Abby uciszyła go syknięciem.
- Chcę się przyjrzeć tym istotom. Najwięcej informacji wyciągamy właśnie z obserwacji. – powiedziała poważnym tonem. – Z resztą, nie wiadomo, kiedy będziemy mieli kolejną okazję, żeby ich poobserwować, ze stuprocentową pewnością, że nasze mózgi pozostaną na swoich miejscach.
W czasie, kiedy wszyscy w milczeniu zastanawiali się na sensem słów Abby, dziewczyna podeszła do biurka i wzięła leżącą tam karteczkę. Książka, którą czytała pani Wisconsin tuż przed swoją tragiczną śmiercią, przypomniała dziewczynie o ich fatalnym położeniu. Musieli się jakoś stąd wydostać, ale nie mogli liczyć na pomoc z zewnątrz. Byli zdani na siebie. Nie wiadomo, jak długo będą musieli siedzieć w tej piwnicy, a przecież trzeba było spełniać swoje podstawowe potrzeby.
Abby zapisała na karteczce wszystkie swoje spostrzeżenia dotyczące zombie. Te dwa spotkania sporo ją nauczyły, w tym, (a) gdy chcą zdobyć ofiarę, poruszają się w grupie, (b) ich ulubionym przysmakiem są mózgi, (c) kiedy są same, nie wiedzą co się dzieje; kiedy jest ich więcej, stają się zabójczą maszyną.
Kiedy Abby robiła notatki, Louis i Martin się wygodnie rozsiedli i zaczęli grać w karty.
- Dustin, może chcesz się dołączyć? – spytał Martin z uśmiechem na twarzy.
Julie popatrzyła na nich z niedowierzaniem.
- Jak możecie grać w karty, kiedy nasze życia są zagrożone?! – krzyknęła z wyrzutem dziewczyna.
- Przypominamy ci – powiedział Louis – że to my staramy się wymyślić jakiś plan, a nie reagujemy, emocjonalnie na każdy widok trupa. I tak jesteśmy chwilowo tutaj uziemieni.
- Więc teraz – dodał Martin – zamiast narzekać, może byś się dołączyła do nas?
Trochę rozrywki nie zaszkodzi – pomyślała Julie i przysiadła się do chłopaków.
∞
-
Musimy się stąd jakoś wydostać. – oznajmiła Abby. – Trzeba wykorzystać nasze
atuty i skupić się na unikaniu zombie.
- To jest jasne – powiedział Martin. – Ale nie wypuszczą nas ze szkoły. Sami słyszeliście, jest zakaz wchodzenia i wychodzenia, aż do odwołania.
Dustin podrapał się po głowie.
- Tak, ale czy jeśli im powiemy, że od tego zależy nasze życie, to nie pozwolą nam wyjść?
- Nie da razy. – Martin ponuro pokręcił głową. – Proponuję, żebyśmy zorganizowali tu sobie kwaterę tymczasową. Macie może coś do jedzenia?
- Mam w torbie batonika energetycznego. – powiedział Dustin. – Na nim długo nie pociągniemy.
- Akcja ratunkowa dla żab pochłonęła całą moją przerwę obiadową. – dodała Abby. – Nie mam nic.
Martin wyszczerzył zęby w ogromnym uśmiechu.
- Jesteś genialna. – odrzekł, a Abby na te słowa spłonęła rumieńcem. – Już wiem, gdzie musimy najpierw się udać.
Czując na sobie niecierpliwe spojrzenia, dodał:
- Ludzie, szkolna stołówka na nas czeka!
- To jest jasne – powiedział Martin. – Ale nie wypuszczą nas ze szkoły. Sami słyszeliście, jest zakaz wchodzenia i wychodzenia, aż do odwołania.
Dustin podrapał się po głowie.
- Tak, ale czy jeśli im powiemy, że od tego zależy nasze życie, to nie pozwolą nam wyjść?
- Nie da razy. – Martin ponuro pokręcił głową. – Proponuję, żebyśmy zorganizowali tu sobie kwaterę tymczasową. Macie może coś do jedzenia?
- Mam w torbie batonika energetycznego. – powiedział Dustin. – Na nim długo nie pociągniemy.
- Akcja ratunkowa dla żab pochłonęła całą moją przerwę obiadową. – dodała Abby. – Nie mam nic.
Martin wyszczerzył zęby w ogromnym uśmiechu.
- Jesteś genialna. – odrzekł, a Abby na te słowa spłonęła rumieńcem. – Już wiem, gdzie musimy najpierw się udać.
Czując na sobie niecierpliwe spojrzenia, dodał:
- Ludzie, szkolna stołówka na nas czeka!
∞
W
tym samym czasie, trzy piętra wyżej, dwie kobiety nerwowo barykadowały drzwi.
Jęczenie dochodzące z korytarza, stawało się coraz bardziej natarczywe.
Rudowłosa dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy profesor Sinner głośno zaklęła. Jeszcze nigdy nie widziała swojej pracodawczyni tak zdenerwowanej.
- Panno Vein – rzekła Sinner – proszę mi podać natychmiast wyniki badań. Musimy się dowiedzieć, gdzie popełniłyśmy błąd.
Rudowłosa dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy profesor Sinner głośno zaklęła. Jeszcze nigdy nie widziała swojej pracodawczyni tak zdenerwowanej.
- Panno Vein – rzekła Sinner – proszę mi podać natychmiast wyniki badań. Musimy się dowiedzieć, gdzie popełniłyśmy błąd.
_____________
Dosyć krótko, ale mam nadzieję, że się podobało :) Jak wg Was zakończy się misja "Uratujmy jak najwięcej żarcia"?
Jak zwykle zachęcam do aktywnego czytania i komentowania mojej twórczości ^^
Jak zwykle zachęcam do aktywnego czytania i komentowania mojej twórczości ^^
P S. Zrozumcie Martina, który chciał się rozerwać w obliczu śmierci. Taki już jego charakter xD
Martin taki krejzi xd
OdpowiedzUsuńw ogóle to jak to czytałam to jadłam budyń i on mi się skojarzył mi się z mózgiem xd
Super rozdział ;) jestem ciekawa czy uda im się wykraść to żarcie xdd
Czekam na kolejny ;)
Świetny rozdział. Mam nadzieję, że im się uda i nie spotkają grupy zombie :)
OdpowiedzUsuńMasz parę literówek, ale ogólnie to spoko :)
Pisz dalej, czekam na następny :D
Nie ma słów *-* To z każdą chwilą staje się coraz ciekawsze c;
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga, po prostu nie mogę się oderwać i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :3
Martin... <- już go lubię :D ma fajną osobowość ;>
[www.miranda-ellie-johansson.blogspot.com]
Cudne *o* Nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuń+ Martin to moje poprzednie wcielenie, serio XD
Jakie niesamowite :3
OdpowiedzUsuńRzadko kto w tym świecie pisze o zombie XD
Także powodzenia (ale i tak ci sie nie przyda, bo piszesz genialnie).
Pozdrawiam i weny :)
~ http://smiertelnamysl.blogspot.com/
Bardzo ciekawy blog, rozdział super!
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz <3 Oby tak dalej :)) Uwielbiam tego bloga ^^
OdpowiedzUsuń