wtorek, 4 marca 2014

Rozdział V

- Co to było? – spytała przestraszona Julie.
    Louis popatrzył na nią lekko obłąkanym wzrokiem.
    - No nie mów mi, że nie widziałaś jak trupy, rozerwały naszą całkiem żywą nauczycielkę? – odparł z przekąsem.
    Julie zaczęła bardzo intensywnie oglądać czubki swoich balerinek.
    - Nie o to mi chodziło. – powiedziała, zdobywając się na odwagę, aby spojrzeć w oczy Louisowi. – Jak oni stali się zombie? Przecież takie rzeczy występują tylko na filmach!
    Martin odchrząknął, zwracając na siebie uwagę całej grupki.
    - Nie ma teraz czasu na kłótnie, musimy działać wspólnie. Co wy na to, żeby poszukać jakiegoś sposobu, na dowiedzenie się, o co w tym wszystkim chodzi?
Julie westchnęła i rozłożyła ręce w teatralnym geście.
    - Tutaj nic nie ma! Same starocie!
    - Pozwolisz, że się z tobą nie zgodzę. – odparła Abby, wyciągając niewielkie pudło ze starej szafki na dokumenty. – Mam zaszczyt, pokazać wam coś, czego pewnie nasze pokolenie już nie widuje. Panie i panowie, oto radio!
    Julie tylko w jednym miejscu widziała radio – w mieszkaniu jej dziadka. Osoby z jej kręgów używały raczej iPodów.
    - Fajnie, tylko mamy malutki problem. – zauważył Dustin - Jak chcesz je uruchomić? Antena jest urwana.
    - To nie jest znowu taka tragedia. – powiedział Martin i patrząc się na Abby zapytał: Ile?
    - Pięć.

Tak jak Abby założyła sobie, po równo pięciu minutach radio zostało naprawione i przywrócone od użytku. Teraz wystarczyło znaleźć tylko właściwą stację, która nadawałaby potrzebne im informacje. Po kilku chwilach nasłuchiwania szumów i przekręcenia pokrętłem, Abby znalazła to, czego szukała. Wszyscy zbili się w ciasną grupkę i stanęli dookoła odbiornika.
    „Jak podaje nasza reporterka, szkoła Lincoln Bay High została zamknięta z powodu rozprzestrzeniania się nieznanego wirusa. Osoby przebywające na terenie szkoły, są proszone o pozostanie w jej obrębie, do czasu wyjaśnienia metody zarażenia i podania antidotum. Wszystkie bramy zostały zamknięte od zewnątrz, tak, aby nie można było się wydostać. Według planu, o tej godzinie w szkole przebywali tylko uczniowie najstarszych klas Lincoln Bay High, trójka nauczycieli, dwoje pracowników technicznych oraz pan dyrektor Harrison Allen. Osoby zarażone zachowują się niezwykle dziwnie. Poszkodowanych i ich bliskich prosimy o wyrozumiałość dla obecnej sytuacji.”
    -
Serio? – zdumiał się Martin. – Osoby zarażone zachowują się dziwnie? To są cholerne żywe trupy, a nie jakieś dzieciaki zarażone osobą wietrzną!
    - W każdym bądź razie – powiedział Louis – wiemy, że jesteśmy zdani sami na siebie. Ma ktoś jakiś plan?
    - Co wy na to, żeby postarać się pozostać żywym? – podsunęła Abby.
   Nikt nie wiedział czy to była sprawa zmęczenia, czy też frustracji, że muszą radzić sobie samodzielnie, ale w tym momencie, wisielczy humor Abby sprawił, że wszyscy wybuchnęli  śmiechem. Rada, aby pozostać żywym w budynku pełnym zombie była największym absurdem tego dnia.
    Tę krótką chwilę gorzkiej radości, przerwał huk, który zatrząsnął pomieszczeniem.
    - Pójdę sprawdzić, co się dzieje. – powiedział Louis i nie czekając na zgodę pozostałych udał się w stronę drzwi.
    Martin przytrzymał go za ramię, pokazując tym gestem, że nie pozwoli mu odejść.
    - Widziałeś, co się stało z ostatnią osobą, która wyszła „sprawdzić, co się dzieje”. Nie pozwolę, żebyś tak skończył. Nigdzie nie idziesz. – oświadczył stanowczo.
    - Masz rację. – odparł Louis. – Musimy teraz trzymać się razem. Nie wiemy, ile żywych pozostało.
    Nagle drzwi zatrzeszczały niebezpiecznie, a w małym okienku pojawiła się postać.
    Cerę miała zgniłozieloną, a na nienaturalnie jasnych oczach pojawiły się żyły. Na głowie pozostało kilka siwych włosów. Ze spękanych ust sączyła się krew.
    W czaszce ziała ogromna dziura.
    Postać miarowo uderzała w drzwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
    Louis w ułamku sekundy zrozumiał, że patrzy w oczy trupowi, który niegdyś był panią Wisconsin.
    Julie, kiedy tylko to pojęła, wydała z siebie niekontrolowany okrzyk, ale natychmiast zakryła usta dłonią, nie chcąc zwracać na siebie uwagi.  Do oczu znowu podeszły jej łzy, które wytarła szybko rękawem.
    Natomiast Abby, jak w transie, podeszła do malutkiego okienka, aby przyjrzeć się truposzowi, który właśnie chciał się dostać do ich kryjówki. Przechyliła głowę na bok, lekko rozchyliła usta i przyglądała się z zaciekawieniem zombie.
    - Co ty robisz? – zapytał Dustin. Bał się, żeby Abby nie przyszło do głowy otwierać drzwi i wpuścić nauczycielkę do środka.
    Abby uciszyła go syknięciem.
    - Chcę się przyjrzeć tym istotom. Najwięcej informacji wyciągamy właśnie z obserwacji. – powiedziała poważnym tonem. – Z resztą, nie wiadomo, kiedy będziemy mieli kolejną okazję, żeby ich poobserwować, ze stuprocentową pewnością, że nasze mózgi pozostaną na swoich miejscach.
    W czasie, kiedy wszyscy w milczeniu zastanawiali się na sensem słów Abby, dziewczyna podeszła do biurka i wzięła leżącą tam karteczkę. Książka, którą czytała pani Wisconsin tuż przed swoją tragiczną śmiercią, przypomniała dziewczynie o ich fatalnym położeniu. Musieli się jakoś stąd wydostać, ale nie mogli liczyć na pomoc z zewnątrz. Byli zdani na siebie. Nie wiadomo, jak długo będą musieli siedzieć w tej piwnicy, a przecież trzeba było spełniać swoje podstawowe potrzeby.
    Abby zapisała na karteczce wszystkie swoje spostrzeżenia dotyczące zombie. Te dwa spotkania sporo ją nauczyły, w tym, (a) gdy chcą zdobyć ofiarę, poruszają się w grupie, (b) ich ulubionym przysmakiem są mózgi, (c) kiedy są same, nie wiedzą co się dzieje; kiedy jest ich więcej, stają się zabójczą maszyną.
    Kiedy Abby robiła notatki, Louis i Martin się wygodnie rozsiedli i zaczęli grać w karty.
    - Dustin, może chcesz się dołączyć? – spytał Martin z uśmiechem na twarzy.
    Julie popatrzyła na nich z niedowierzaniem.
    - Jak możecie grać w karty, kiedy nasze życia są zagrożone?! – krzyknęła z wyrzutem dziewczyna.
    - Przypominamy ci – powiedział Louis – że to my staramy się wymyślić jakiś plan, a nie reagujemy, emocjonalnie na każdy widok trupa. I tak jesteśmy chwilowo tutaj uziemieni.
    - Więc teraz – dodał Martin – zamiast narzekać, może byś się dołączyła do nas?
    Trochę rozrywki nie zaszkodzi – pomyślała Julie i przysiadła się do chłopaków.
- Musimy się stąd jakoś wydostać. – oznajmiła Abby. – Trzeba wykorzystać nasze atuty i skupić się na unikaniu zombie.
    - To jest jasne – powiedział Martin. – Ale nie wypuszczą nas ze szkoły. Sami słyszeliście, jest zakaz wchodzenia i wychodzenia, aż do odwołania.
    Dustin podrapał się po głowie.
    - Tak, ale czy jeśli im powiemy, że od tego zależy nasze życie, to nie pozwolą nam wyjść?
    - Nie da razy. – Martin ponuro pokręcił głową. – Proponuję, żebyśmy zorganizowali tu sobie kwaterę tymczasową. Macie może coś do jedzenia?
    - Mam w torbie batonika energetycznego. – powiedział Dustin. – Na nim długo nie pociągniemy.
    - Akcja ratunkowa dla żab pochłonęła całą moją przerwę obiadową. – dodała Abby. – Nie mam nic.
    Martin wyszczerzył zęby w ogromnym uśmiechu.
    - Jesteś genialna. – odrzekł, a Abby na te słowa spłonęła rumieńcem. – Już wiem, gdzie musimy najpierw się udać.
   Czując na sobie niecierpliwe spojrzenia, dodał:
    - Ludzie, szkolna stołówka na nas czeka!

W tym samym czasie, trzy piętra wyżej, dwie kobiety nerwowo barykadowały drzwi. Jęczenie dochodzące z korytarza, stawało się coraz bardziej natarczywe.
    Rudowłosa dziewczyna wzdrygnęła się, kiedy profesor Sinner głośno zaklęła. Jeszcze nigdy nie widziała swojej pracodawczyni tak zdenerwowanej.
    - Panno Vein – rzekła Sinner – proszę mi podać natychmiast wyniki badań. Musimy się dowiedzieć, gdzie popełniłyśmy błąd.
_____________ 
Dosyć krótko, ale mam nadzieję, że się podobało :) Jak wg Was zakończy się misja "Uratujmy jak najwięcej żarcia"?

Jak zwykle zachęcam do aktywnego czytania i komentowania mojej twórczości ^^

P S. Zrozumcie Martina, który chciał się rozerwać w obliczu śmierci. Taki już jego charakter xD

7 komentarzy:

  1. Martin taki krejzi xd
    w ogóle to jak to czytałam to jadłam budyń i on mi się skojarzył mi się z mózgiem xd
    Super rozdział ;) jestem ciekawa czy uda im się wykraść to żarcie xdd
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Mam nadzieję, że im się uda i nie spotkają grupy zombie :)
    Masz parę literówek, ale ogólnie to spoko :)
    Pisz dalej, czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma słów *-* To z każdą chwilą staje się coraz ciekawsze c;
    Uwielbiam tego bloga, po prostu nie mogę się oderwać i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :3
    Martin... <- już go lubię :D ma fajną osobowość ;>
    [www.miranda-ellie-johansson.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudne *o* Nareszcie doczekałam się kolejnego rozdziału!
    + Martin to moje poprzednie wcielenie, serio XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie niesamowite :3
    Rzadko kto w tym świecie pisze o zombie XD
    Także powodzenia (ale i tak ci sie nie przyda, bo piszesz genialnie).
    Pozdrawiam i weny :)
    ~ http://smiertelnamysl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy blog, rozdział super!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie piszesz <3 Oby tak dalej :)) Uwielbiam tego bloga ^^

    OdpowiedzUsuń