Abby rzuciła Martinowi spojrzenie znaczące mniej więcej „siedź cicho, ja wszystko załatwię”.
- Pani profesor – zaczęła dziewczyna – ja wiem, że to w żadnym wypadku nie usprawiedliwia naszych czynów, ale my po prostu…
- Chcieliśmy pobyć gdzieś sami. – wtrącił Martin.
Abby poczuła, że na jej policzkach płonie ognisty rumieniec. Naprawdę nie miała żadnego pomysłu jak wyplątać ją i Martina z tej sytuacji. Szczególnie, że chciała żeby jedno z nich mogło wyjść stąd z torbą pełną żab. Gdyby one zaczęły teraz się gwałtownie poruszać albo wydawać charakterystyczne odgłosy… wolała nie myśleć o konsekwencjach. Wtargnięcie zakochańców do pustej klasy podczas przerwy, aby pobyć trochę w samotności to jedno – ale kradzież szkolnego mienia?
Pomysł Martina o parze zakochanych był całkiem niezły – Abby postanowiła kontynuować to kłamstwo.
- My naprawdę nie myśleliśmy, że z tego będzie taki kłopot. – Abby starała się mówić głosem pełnym lęku.
- Po tobie Martinie mogłam się tego spodziewać. W końcu wiadomo jaka krąży o tobie opinia w szkole. Ale uczennica, która ma same szóstki i nienaganne zachowanie? Zawiodłam się na tobie, Abby. – nauczycielka pokiwała z dezaprobatą głową. Mierzyła wzrokiem to jedno, to drugie z nieszczęsnych nastolatków.
Martin złapał Abby za rękę. Nie wiedziała czy to miał być gest utwierdzający nauczycielkę w przekonaniu, że naprawdę coś do siebie czują czy po prostu chciał jej dodać odwagi. Abby nie cofnęła ręki i posłała mu słaby uśmiech.
- To był mój pomysł, proszę mnie ukarać. Martin nie miał z tym nic wspólnego. – wyznała dziewczyna zdecydowanym głosem.
- Oczywiście, że wyciągnę konsekwencje. Abby, masz zostać dzisiaj dłużej po lekcjach w szkole. – odrzekła profesor Sinner - Przeważnie inaczej karamy za takie przewinienie, ale ze względu, że to twój pierwszy incydent dostaniesz taryfę ulgową. A teraz już, zmykać mi stąd! – dodała i gestem wygoniła Abby i Martina z klasy.
∞
Wysoki chłopak w czarnym podkoszulku My Chemical Romance szedł przez szkolny korytarz. Na ramieniu niósł pokrowiec na gitarę, który był cały oklejony naklejkami różnych zespołów rockowych. Minął niską blondynkę i wysokiego szatyna, którzy rozmawiali, żywo gestykulując. Louis oparł swój futerał o ścianę i zaczął otwierać swoją szkolną szafkę.
- Ty idioto! Co ty sobie wyobrażasz? – jakiś chłopak krzyknął na cały korytarz.
Louis odwrócił się i zobaczył dwójkę przepychających się zawodników drużyny futbolowej, jeden z nich wyglądał jak kapitan, który był w tej szkole uważany za kogoś w rodzaju „boga”. Zwykle nie mieszał się w bójki i go to nie interesowało, ale teraz… Powiedzmy, że drużyna futbolowa zawsze stawała w swojej obronie. Nigdy nie dochodziło do kłótni między członkami zespołu.
- Johnny, przecież wiesz, że to co zrobiliście było złe! – odezwał się muskularny blondyn. Louis kojarzył go z widzenia, ale nie pamiętał jak się nazywał.
- Więc teraz to nasza wina, tak?! Może ty nam nie pomagałeś wcześniej, co? Nie wciskaj mi kitu, Dustin! – odparł kapitan nazwany Johnnym.
- Wiesz co o tym sądziłem! – krzyknął Dustin.
Ta sytuacja zaczęła przyciągać tłumy uczniów, którzy przyszli zobaczyć co się dzieje. Krzyki było słychać co najmniej w całym skrzydle szkoły. Louis przecisnął się przez uczniów, tak, że stał teraz w pierwszym rzędzie.
- Sądzę, że nie mamy już o czym rozmawiać. – powiedział Dustin tak cicho, że mógł to usłyszeć tylko Johnny. Louis, ze względu na swoje wyćwiczone ucho, potrzebne do grania na gitarze, również usłyszał te słowa.
Dustin odwrócił się na pięcie, aby odejść i wtedy wszystko potoczyło się nie tak jak trzeba.
Johnny zadał swojemu koledze z drużyny mocny cios w potylicę. Chłopak powalony siłą uderzenia, osunął się na kolana. Kiedy kapitan myślał, że wygrał swój kolejny wielki mecz, Dustin stanął na nogi i wymierzył prawego sierpowego w wymuskaną twarzyczkę przeciwnika. Johnny niewiele myślać oddał cios. Teraz z nosów obojga sączyła się szkarłatna strużka krwi.
Louis zareagował instynktownie i rzucił się między bijących się sportowców.
Mózg Louisa nie zdążył zarejestrować szybkiego ruchu, kiedy chłopak poczuł przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Mimo wszystko, nadal próbował zażegnać konflikt i rozdzielić futbolistów.
- Ej, przestańcie! – wycharczał i splunął krwią na podłogę – Po co komu bójki?
Jego starania na nic się nie zdały. Spróbował ostatniej deski ratunku.
- Nabawicie się kontuzji! – krzyknął z całych sił.
To poskutkowało. Widocznie wzmianka o czymś tak okropnym dotarła do małych móżdżków sportowców. Obaj chłopcy zatrzymali się w połowie zadawania ciosu. Ich twarze wyglądały okropnie. Kapitan miał podbite oko.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz? Nie wpieprzaj się w nasze sprawy, jasne?! – zaklął Johnny. W następnym momencie jego mina zrzedła. – Panie dyrektorze, co pan tu robi? – wydukał.
Dyrektor Allen stał z rękami założonym na piersiach i przyglądał się każdemu z chłopców.
- Wytłumacz mi Johnny, co to wszystko ma znaczyć. – powiedział rzucając im groźne spojrzenia.
- Wie pan, mieliśmy do załatwienia z kolegą pewne sprawy dotyczące drużyny. – powiedział kapitan, wymawiając słowo „kolega” tak oschle, jak to tylko było możliwe. – a ten tutaj – wskazał głową na Louisa - się napatoczył i zaczął nas bić. Prawda, że tak było? – zapytał się zgromadzonych.
Johnnemu odpowiedziało zbiorowe milczenie. Niektóre dziewczyny kiwały z zapałem głową, gapiąc się na kapitana jak ciele w malowane wrota. Inni uporczywie wpatrywali się w czubki swoich butów. Johnny uznał milczenie za zgodę i popatrzył wymownie na dyrektora.
- W takim razie temu młodzieńcowi – powiedział Allen, przywołując do siebie gestem Louisa - należy się kara. Zostaniesz dzisiaj po lekcjach. A teraz wszyscy macie się rozejść! – wydał rozkaz i zaczął udawać się w stronę swojego gabinetu.
Johnny dotrzymał mu kroku i zaczął mówić:
- Bo widzi pan, panie dyrektorze – Dustin właśnie został wywalony z drużyny, więc też może spokojnie odbyć karę.
Kapitan drużyny popatrzył się na Dustina z wrednym uśmieszkiem na ustach.
- Jeśli sytuacja tak się przedstawia – dodał dyrektor – to oboje musicie zostać dzisiaj po lekcjach.
∞
- Dzięki. – powiedział Martin
zaraz po wyjściu z klasy. - Ale za co? – odparła Abby. Martin zacisnął rękę mocnej na torbie
z żabami. - No wiesz, prawdopodobnie uratowałaś
mnie przed wywaleniem ze szkoły. – odrzekł czerwieniąc się mocno. Abby zatrzymała się i popatrzyła na
niego. - Jak to? Chłopak zmierzwił swoje ciemne włosy
ręką i odwrócił od niej wzrok. - Kilka tygodni temu przyłapali mnie
jak włamywałem się na stary basen. Wiesz, szukałem dobrego miejsca do jeżdżenia
na desce. Któregoś razu wpadłem. – przerwał, jakby starał się pozbierać
wszystkie swoje myśli – Mieli mnie wywalić ze szkoły, ale mojemu staremu udało
się ubłagać dyrektora, żeby dał mi jakąś inną karę. Allen się zgodził, ale dał
jeden warunek – jeszcze jedno przewinienie i zostaję natychmiastowo wywalony.
Za karę kazał mi zostawać dwa razy w tygodniu po szkole. Dziewczyna otworzyła usta ze
zdziwienia. - Czyli to znaczy, że… - zaczęła, ale
Martin jej przerwał. - Tak, siedzimy dzisiaj razem w
kozie. Cieszysz się? – powiedział uśmiechając się półgębkiem.
__________________________________________________
Dzięki za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMam przypuszczenia to tak ta czwórka to:
-Abby
-Martin
-Louis
-Dustin
a piąta osoba. Wydaje mi się, że będzie to dziewczyna, ale nic więcej nie przychodzi mi do głowy :c
W S P A N I A Ł Y *-*
OdpowiedzUsuńHmm wydaje mi się, że będzie to dziewczyna o imieniu Annie, Raven, Piper xdxdxdxdxd, Julie, Lilie, Jane. C:C:C::C:
Cudny rozdział ^^ :DDD Czekam na następne :)) Myślę, że to będzie dziewczyna, ale jaka to nie wiem ;DDD
UsuńOMG! Cudo!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział z niecierpliwością!
Zapraszam do mnie: http://dziewczyna-produkt.blogspot.com/
A i jeszcze taka propozycja: dodaj obcję Obserwatorzy, będzie łatwiej :D
UsuńNo nie! Musisz pospieszyć się z następnym rozdziałem, bo my tu umrzemy!!!
OdpowiedzUsuńA w ogóle, to pomysł super ;) sama miałam bardzo podobny, ale okazałaś się szybsza, psia mać :D życzę powodzonka i WENNNY!