-
Dustin, pospiesz się! – szepnęła głośno zdenerwowana Julie.
Chłopak wszedł do auli i delikatnie zamknął za sobą ciężkie drzwi. Spojrzał na Julie, która natychmiast spuściła wzrok, gdy tylko spostrzegła, że oczy chłopaka błądzą po jej ciele. Louis nie zwracał na nich uwagi i od razu zabrał się do dokładnego badania sceny.
- Jesteśmy tu bezpieczni. – powiedział, idąc między rzędami identycznych krzesełek. Był bardzo ostrożny, nic nie widział i szedł powoli, muskając delikatnie wierzch tapicerki. – Ale proszę was, na miłość boską, bądźcie cicho! Nie chcemy jeszcze robić rozgłosu.
- Lou… - zaczęła Julie, ale chłopak szybko jej przerwał.
- Nie nazywaj mnie tak. – powiedział oschle.
- Dobra, ale chodzi o to, że to nie była wina Dustina, że narobił tyle hałasu. Żadne z nas nie widziało tego ciała.
Dustina przeszły ciarki, gdy tylko przypomniał sobie powoli gnijące ciało, które leżało na podłodze. Światła zgasły na chwilę, jakby ktoś odciął ich od świata, a on, jako, że szedł przodem, pierwszy wpadł na zwłoki. Upał tak niefortunnie, że spowodował niezłe zamieszanie. Odgłos, który wydał przy upadku, przyciągnął wygłodniałego truposza, który w pierwszej kolejności zabrał się za martwe ciało, co pozwoliło Dustinowi, Julie i Louisowi na dostanie się do auli.
Mieli szczęście, że byli na tyle blisko sali, której szukali, że zanim wywaliło prąd, zdążyli zobaczyć gdzie są drzwi. Teraz wystarczyło się tylko kierować przed siebie i nasłuchiwać: ostatnie czego chcieli to spotkanie twarzą w twarz z zombie.
- Może wiecie gdzie są jakieś latarki albo cokolwiek, co pozwoli nam przejrzeć te ciemności? – zakończył tą dyskusję Louis.
Chciał zmienić temat. Wiedział, że kłótnie na nic się nie zdadzą. Przez ten czas, kiedy byli na siebie skazani, mimo wielu sprzeczek na przeróżne tematy bardzo polubił tych ludzi. Przez swoją oschłość pokazywał jak zależy mu na tym, żeby żadnemu z nich nic się nie stało. Louis był pewny, że nigdy nie wybaczył by sobie takiej sytuacji.
Nie jeśli może temu zapobiec.
Wychodząc z piwnicy, poruszony tym co powiedziała Abby, postanowił, że woli umrzeć niż żyć ze świadomością, że ktoś umarł za niego. Bycie przydzielonym do drużyny razem z Julie i Dustinem nie ułatwiało tego zadania.
- Na pierwszych zajęciach kółka teatralnego zostaliśmy oprowadzeni po całym pomieszczeniu. – Julie w przeciwieństwie do Louisa szła bardzo pewnie, jakby znała na pamięć każdy centymetr kwadratowy auli. – Panna Scott, nasza opiekunka, pokazała nam również pomieszczenie techniczne. Wiecie podnoszenie kurtyny, zmiana tła… - Dziewczyna weszła po stromych schodach na podest i nie wahając się ani chwilę, skręciła z prawo, tuż za gruby, czerwony materiał. – i sterowanie oświetleniem.
Julie stanęła naprzeciwko panelu kontrolnego i po kilku nieudanych próbach wreszcie natrafiła na właściwy guzik – reflektory zapłonęły oślepiającym blaskiem.
Błysk był tak intensywny, że oślepił Louisa i Dustina i oboje musieli zakryć swoje oczy. Dopiero po chwili, gdy ich wzrok przyzwyczaił się do światła, zerknęli za stojącą na podeście Julie, która ukłoniła się w teatralnym geście.
- Ale jak? – wyjąkał Dustin piskliwym głosem. Odchrząknął i dodał już normalnie: - Przecież w całej szkole wysiadły korki. Widzieliśmy to na własne oczy.
- Problem w tym, że my nic nie widzieliśmy. – poprawił go Louis. – Jak odpaliłaś światła?
- Mówicie o tym, jakby to był mój pierwszy przebłysk geniuszu. – powiedziała Julie. Próbowała udać obrażoną, jednak jej to nie wyszło i wybuchła śmiechem. – Musicie się nauczyć, że nie jestem taka tępa na jaką wyglądam.
Dustin i Louis jednocześnie spuścili głowy i zaczęli intensywnie oglądać czubki swoich poplamionych butów.
- Nie udawajcie, że nigdy nie pomyśleliście o mnie „głupia cheerleaderka”. Każdy tak sądzi, dopóki nie pozna mnie lepiej. – Julie westchnęła głośno i domyślając się, że nie spotka się z żadnym odzewem ze strony chłopaków, powiedziała: - Sala ma własny agregat. Właśnie na takie przypadki. Podobno kiedyś w środku wystawiania „Hamleta” zabrakło prądu i wybuchła panika. Dyrekcja postanowiła, że nigdy więcej nie dopuszczą do powtórzenia tego zdarzenia i kupili agregat.
Chłopak wszedł do auli i delikatnie zamknął za sobą ciężkie drzwi. Spojrzał na Julie, która natychmiast spuściła wzrok, gdy tylko spostrzegła, że oczy chłopaka błądzą po jej ciele. Louis nie zwracał na nich uwagi i od razu zabrał się do dokładnego badania sceny.
- Jesteśmy tu bezpieczni. – powiedział, idąc między rzędami identycznych krzesełek. Był bardzo ostrożny, nic nie widział i szedł powoli, muskając delikatnie wierzch tapicerki. – Ale proszę was, na miłość boską, bądźcie cicho! Nie chcemy jeszcze robić rozgłosu.
- Lou… - zaczęła Julie, ale chłopak szybko jej przerwał.
- Nie nazywaj mnie tak. – powiedział oschle.
- Dobra, ale chodzi o to, że to nie była wina Dustina, że narobił tyle hałasu. Żadne z nas nie widziało tego ciała.
Dustina przeszły ciarki, gdy tylko przypomniał sobie powoli gnijące ciało, które leżało na podłodze. Światła zgasły na chwilę, jakby ktoś odciął ich od świata, a on, jako, że szedł przodem, pierwszy wpadł na zwłoki. Upał tak niefortunnie, że spowodował niezłe zamieszanie. Odgłos, który wydał przy upadku, przyciągnął wygłodniałego truposza, który w pierwszej kolejności zabrał się za martwe ciało, co pozwoliło Dustinowi, Julie i Louisowi na dostanie się do auli.
Mieli szczęście, że byli na tyle blisko sali, której szukali, że zanim wywaliło prąd, zdążyli zobaczyć gdzie są drzwi. Teraz wystarczyło się tylko kierować przed siebie i nasłuchiwać: ostatnie czego chcieli to spotkanie twarzą w twarz z zombie.
- Może wiecie gdzie są jakieś latarki albo cokolwiek, co pozwoli nam przejrzeć te ciemności? – zakończył tą dyskusję Louis.
Chciał zmienić temat. Wiedział, że kłótnie na nic się nie zdadzą. Przez ten czas, kiedy byli na siebie skazani, mimo wielu sprzeczek na przeróżne tematy bardzo polubił tych ludzi. Przez swoją oschłość pokazywał jak zależy mu na tym, żeby żadnemu z nich nic się nie stało. Louis był pewny, że nigdy nie wybaczył by sobie takiej sytuacji.
Nie jeśli może temu zapobiec.
Wychodząc z piwnicy, poruszony tym co powiedziała Abby, postanowił, że woli umrzeć niż żyć ze świadomością, że ktoś umarł za niego. Bycie przydzielonym do drużyny razem z Julie i Dustinem nie ułatwiało tego zadania.
- Na pierwszych zajęciach kółka teatralnego zostaliśmy oprowadzeni po całym pomieszczeniu. – Julie w przeciwieństwie do Louisa szła bardzo pewnie, jakby znała na pamięć każdy centymetr kwadratowy auli. – Panna Scott, nasza opiekunka, pokazała nam również pomieszczenie techniczne. Wiecie podnoszenie kurtyny, zmiana tła… - Dziewczyna weszła po stromych schodach na podest i nie wahając się ani chwilę, skręciła z prawo, tuż za gruby, czerwony materiał. – i sterowanie oświetleniem.
Julie stanęła naprzeciwko panelu kontrolnego i po kilku nieudanych próbach wreszcie natrafiła na właściwy guzik – reflektory zapłonęły oślepiającym blaskiem.
Błysk był tak intensywny, że oślepił Louisa i Dustina i oboje musieli zakryć swoje oczy. Dopiero po chwili, gdy ich wzrok przyzwyczaił się do światła, zerknęli za stojącą na podeście Julie, która ukłoniła się w teatralnym geście.
- Ale jak? – wyjąkał Dustin piskliwym głosem. Odchrząknął i dodał już normalnie: - Przecież w całej szkole wysiadły korki. Widzieliśmy to na własne oczy.
- Problem w tym, że my nic nie widzieliśmy. – poprawił go Louis. – Jak odpaliłaś światła?
- Mówicie o tym, jakby to był mój pierwszy przebłysk geniuszu. – powiedziała Julie. Próbowała udać obrażoną, jednak jej to nie wyszło i wybuchła śmiechem. – Musicie się nauczyć, że nie jestem taka tępa na jaką wyglądam.
Dustin i Louis jednocześnie spuścili głowy i zaczęli intensywnie oglądać czubki swoich poplamionych butów.
- Nie udawajcie, że nigdy nie pomyśleliście o mnie „głupia cheerleaderka”. Każdy tak sądzi, dopóki nie pozna mnie lepiej. – Julie westchnęła głośno i domyślając się, że nie spotka się z żadnym odzewem ze strony chłopaków, powiedziała: - Sala ma własny agregat. Właśnie na takie przypadki. Podobno kiedyś w środku wystawiania „Hamleta” zabrakło prądu i wybuchła panika. Dyrekcja postanowiła, że nigdy więcej nie dopuszczą do powtórzenia tego zdarzenia i kupili agregat.
Po przeszukaniu rekwizytorni Louis i Julie
nie znaleźli żadnych latarek ani innych przydatnych przedmiotów – jedynie kilka
sukienek z głębokiego rokoko.
- Czy zanim odeszłaś, zdążyłaś wystąpić w chociaż jednej sztuce? – spytał Louis.
Przegrzebywał się właśnie przez stertę kapeluszy, gdy natknął się na coś, co mogło im się do czegoś przydać. Dotknął palcami chłodnego metalu.
- W jednej. „Skąpiec”. Potrafisz wyobrazić sobie mnie w pudrowanej peruce i bufiastej sukni?
Julie zaśmiała się perliście. Wspólne poszukiwania sprzętu sprawiły, że lodowy mur, który postawili między sobą zaczął powoli topnieć.
- Właściwie pewnie nie wyglądałabyś tak źle. – odparł Louis, zanim zastanowił się nad sensem wypowiadanych słów. Nie dał Julie szansy na rewanż i szybko zmienił temat. – Patrz co znalazłem. Myślisz, że się przyda?
Julie zaśmiała się jeszcze głośniej niż poprzednio i łapiąc się za brzuch powiedziała:
- Chcesz żebyśmy szli na hordy zombich z lampą naftową?
- Są na baterie. – odrzekł chłopak. – Widzisz, tu jest włącznik.
Julie dotknęła pstryczka i lampa od razu się zapaliła.
- Nie wiemy na jak długo starczą.
- Bierzemy. – skwitował chłopak. – Tego jest więcej, każdy będzie miał swoją.
Do ich uszu dotarł głośny huk i przyduszony krzyk. Zerwali się na równe nogi i pobiegli zobaczyć, co się dzieje z Dustinem. Julie stanęły przed oczami najgorsze możliwe scenariusze.
Gdy tylko zobaczyli przykucniętego Dustina, z gardła dziewczyny wydał się nieokreślony dźwięk, coś pomiędzy jego imieniem, a chrumkaniem świni.
Podbiegła do niego i uklęknęła.
- Dustin! – teraz Julie krzyknęła wyraźnie jego imię.
- Nic mi nie jest. Za mocno zamknąłem tą klapę i nie zdążyłem cofnąć dłoni.
Dopiero teraz oboje zobaczyli fioletowe palce, które Dustin wydostał spod drewna. Wstał nieporadnie, wspierając się na zdrowej dłoni.
- To nie wygląda zbyt dobrze. – powiedział Louis, przyglądając się kończynie kolegi. – Możesz nimi ruszać?
Dustin spróbował zgiąć palce, ale natychmiast jego twarz wygięła się w wyrazie tępego bólu.
- Nie dam rady.
Louis pokręcił głową, próbując znaleźć jakieś odpowiednie rozwiązanie.
- Możemy później coś wymyślimy.
- O cholera. – zaklęła Julie.
- Ej, damie nie przystoi. – powiedział Dustin.
- Nie o to chodzi. – Julie głośno przełknęła ślinę, czuła, że jej przełyk robi się suchy jak wata. Tępo wpatrywała się w drzwi, nie ruszała się, jakby jej nogi wrosły w drewno i do końca życia miała pozostać w takiej pozycji.
Louis i Dustin odwrócili się, tak, że teraz stali przodem do drzwi.
Do drzwi, w których stał zombie.
Zgniłozielona skóra i przekrwione białka oczu kazały im uciekać, jednak oni stali jak sparaliżowani. Może dlatego, że się bali. Może dlatego, że nie byli przygotowani, żeby w tym momencie rozpocząć swoją akcję. Może dlatego, że wszyscy w tym samym momencie pojęli, kto lub co, stoi przed nimi.
- Och Johnny. – szepnęła Julie. Zamgliło się jej przed oczami od łez, które napłynęły. – Co się z tobą stało?
Louis jako pierwszy odzyskał zdolność szybkiego myślenia. Czy dlatego, że Johnny, a raczej jego pozostałość, nie był jego chłopakiem ani kumplem z drużyny? Nie wiedział, jednak wpadł na najlepszy pomysł wyjścia z tej sytuacji. Trybiki w jego mózgu pracowały w zawrotnym tempie, kiedy on podjął decyzję.
- Biegnijcie do garderoby aktorów i się wydostańcie stąd. Teraz!
Jego okrzyk sprowadził Julie i Dustina na ziemię, który poderwali się do biegu w lewą stronę. On pobiegł w przeciwnym kierunku, do pomieszczenia technicznego.
Kiedyś Louis interesował się techniką, więc szybko pojął, który guzik uruchamia muzykę. Mimo beznadziejnej sytuacji myślał, że wybuchnie śmiechem, gdy usłyszał pierwsze takty „Jeziora Łabędziego”.
Cóż musi wystarczyć, pomyślał. Ustawił maksymalną głośność i mając nadzieję, że jego plan zbawi wszystkie zombie do auli, pobiegł w kierunku swych towarzyszy.
Kiedy przebiegał przez podest, spojrzał w wnętrze sali i zobaczył, że ich działania przynoszą zamierzony skutek – coraz więcej truposzy pojawiało się na widowni. Jednak duża odległość od nich, pozwalała na spokojną, o ile można tak ją nazwać w tych warunkach – ucieczkę.
Wpadł do garderoby i od razu zobaczył co się dzieje. Dustin próbował wywarzyć drzwi ramieniem, ale one stawiały opór. Julie szukała czegoś w szafach, ale nie znalazła nic, co pomogłoby Dustinowi.
Zostali zamknięci. Są w pułapce. Ich plan się nie powiódł.
Louis podjął jedyną racjonalną decyzję – wrócił na salę. Na szczęście Julie i Dustin zrozumieli co chciał zrobić i poszli za nim.
Zombie były coraz bliżej, ale trójka nastolatków zamiast iść prosto na nich, skręciła w lewo, tuż na schody prowadzące na balkon.
Balkon to miejsce, gdzie podczas wszystkich wydarzeń siedzą nauczyciele. Widzą stąd najlepiej scenę i widownię pod sobą. Teraz stało się to bardzo przydatne, gdyż był to idealny punkt obserwacyjny.
Dustin podszedł do drzwi, które znajdowały się dokładnie piętro wyżej od tych wejściowych do sali, przez które teraz wchodziły tłumy truposzy. Naparł na nie całym swoim ciałem, ale one ani nie drgnęły. Louis zaczął mu pomagać i zdawały się one powoli ustępować. Nie były zamknięte jak te poprzednie, te były po prostu bardzo mocno zatrzaśnięte.
Julie obserwowała tłum na dole i nie zauważyła, że jeden z zombiaków dostał się na schody, które prowadziły na balkon. Zanim zdążyła krzyknąć, ten ją zaatakował. Dziewczyna kopała go i szarpała, ale na nic to się zdawało. Nagle ktoś wymierzył truposzowi mocnego kopniaka, który zwalił go z powrotem na schody.
Julie dopiero teraz dokładnie się przyjrzała napastnikowi – to Johnny ją zaatakował. Musiała przyznać, że nawet jako odrażająca, krwiożercza istota był na swój sposób pociągający.
Ten jeden moment, kiedy się zawahała sprawił, że truposz złapał ją za kostkę. Tym razem jej ciało przeszedł dreszcz, spowodowany dotykiem zimnej skóry. Zaczął ją ciągnąć razem z sobą, a ona krzyczała najgłośniej jak potrafiła. Jak zza mgły dotarł do niej męski głos.
- To nie on! Julie, zabij go!
Julie wyciągnęła z kieszeni puszkę gazu pieprzowego i wymierzyła go w przeciwnika. Kiedy miała go prysnąć truposzowi w twarz, przed oczami stanęły jej wszystkie chwile spędzone z Johnnym. Było im razem tak dobrze, a ona miała go teraz ogłuszyć? W gdzieś w tle usłyszała otwierane drzwi.
Nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ czyjaś stopa znowu uderzyła zombiaka w twarz. Teraz bezwładnie sturlał się po schodach, niczym gumowa piłka.
Dustin podał Julie rękę i pomógł jej wstać. Nie było czasu na pretensje – udało im się otworzyć drzwi i musieli się jak najszybciej stąd wydostać. Wybiegli szybko na korytarz na piętrze.
Gdy tylko wydostali się na zewnątrz, Louis i Dustin zatarasowali drzwi pobliską szafką. Nie chcieli powtarzać kolejny raz tego strasznego scenariusza. Rozbiegli się w przeciwnych kierunkach, aby sprawdzić czy pozostałe drzwi, którymi można się tu dostać są zablokowane. Ku ich zdziwieniu reszta wejść była nie do przejścia, co mogło oznaczać dwie rzeczy.
Znaleźli się w paszczy wroga albo ktoś jeszcze stara się przetrwać.
- Czy zanim odeszłaś, zdążyłaś wystąpić w chociaż jednej sztuce? – spytał Louis.
Przegrzebywał się właśnie przez stertę kapeluszy, gdy natknął się na coś, co mogło im się do czegoś przydać. Dotknął palcami chłodnego metalu.
- W jednej. „Skąpiec”. Potrafisz wyobrazić sobie mnie w pudrowanej peruce i bufiastej sukni?
Julie zaśmiała się perliście. Wspólne poszukiwania sprzętu sprawiły, że lodowy mur, który postawili między sobą zaczął powoli topnieć.
- Właściwie pewnie nie wyglądałabyś tak źle. – odparł Louis, zanim zastanowił się nad sensem wypowiadanych słów. Nie dał Julie szansy na rewanż i szybko zmienił temat. – Patrz co znalazłem. Myślisz, że się przyda?
Julie zaśmiała się jeszcze głośniej niż poprzednio i łapiąc się za brzuch powiedziała:
- Chcesz żebyśmy szli na hordy zombich z lampą naftową?
- Są na baterie. – odrzekł chłopak. – Widzisz, tu jest włącznik.
Julie dotknęła pstryczka i lampa od razu się zapaliła.
- Nie wiemy na jak długo starczą.
- Bierzemy. – skwitował chłopak. – Tego jest więcej, każdy będzie miał swoją.
Do ich uszu dotarł głośny huk i przyduszony krzyk. Zerwali się na równe nogi i pobiegli zobaczyć, co się dzieje z Dustinem. Julie stanęły przed oczami najgorsze możliwe scenariusze.
Gdy tylko zobaczyli przykucniętego Dustina, z gardła dziewczyny wydał się nieokreślony dźwięk, coś pomiędzy jego imieniem, a chrumkaniem świni.
Podbiegła do niego i uklęknęła.
- Dustin! – teraz Julie krzyknęła wyraźnie jego imię.
- Nic mi nie jest. Za mocno zamknąłem tą klapę i nie zdążyłem cofnąć dłoni.
Dopiero teraz oboje zobaczyli fioletowe palce, które Dustin wydostał spod drewna. Wstał nieporadnie, wspierając się na zdrowej dłoni.
- To nie wygląda zbyt dobrze. – powiedział Louis, przyglądając się kończynie kolegi. – Możesz nimi ruszać?
Dustin spróbował zgiąć palce, ale natychmiast jego twarz wygięła się w wyrazie tępego bólu.
- Nie dam rady.
Louis pokręcił głową, próbując znaleźć jakieś odpowiednie rozwiązanie.
- Możemy później coś wymyślimy.
- O cholera. – zaklęła Julie.
- Ej, damie nie przystoi. – powiedział Dustin.
- Nie o to chodzi. – Julie głośno przełknęła ślinę, czuła, że jej przełyk robi się suchy jak wata. Tępo wpatrywała się w drzwi, nie ruszała się, jakby jej nogi wrosły w drewno i do końca życia miała pozostać w takiej pozycji.
Louis i Dustin odwrócili się, tak, że teraz stali przodem do drzwi.
Do drzwi, w których stał zombie.
Zgniłozielona skóra i przekrwione białka oczu kazały im uciekać, jednak oni stali jak sparaliżowani. Może dlatego, że się bali. Może dlatego, że nie byli przygotowani, żeby w tym momencie rozpocząć swoją akcję. Może dlatego, że wszyscy w tym samym momencie pojęli, kto lub co, stoi przed nimi.
- Och Johnny. – szepnęła Julie. Zamgliło się jej przed oczami od łez, które napłynęły. – Co się z tobą stało?
Louis jako pierwszy odzyskał zdolność szybkiego myślenia. Czy dlatego, że Johnny, a raczej jego pozostałość, nie był jego chłopakiem ani kumplem z drużyny? Nie wiedział, jednak wpadł na najlepszy pomysł wyjścia z tej sytuacji. Trybiki w jego mózgu pracowały w zawrotnym tempie, kiedy on podjął decyzję.
- Biegnijcie do garderoby aktorów i się wydostańcie stąd. Teraz!
Jego okrzyk sprowadził Julie i Dustina na ziemię, który poderwali się do biegu w lewą stronę. On pobiegł w przeciwnym kierunku, do pomieszczenia technicznego.
Kiedyś Louis interesował się techniką, więc szybko pojął, który guzik uruchamia muzykę. Mimo beznadziejnej sytuacji myślał, że wybuchnie śmiechem, gdy usłyszał pierwsze takty „Jeziora Łabędziego”.
Cóż musi wystarczyć, pomyślał. Ustawił maksymalną głośność i mając nadzieję, że jego plan zbawi wszystkie zombie do auli, pobiegł w kierunku swych towarzyszy.
Kiedy przebiegał przez podest, spojrzał w wnętrze sali i zobaczył, że ich działania przynoszą zamierzony skutek – coraz więcej truposzy pojawiało się na widowni. Jednak duża odległość od nich, pozwalała na spokojną, o ile można tak ją nazwać w tych warunkach – ucieczkę.
Wpadł do garderoby i od razu zobaczył co się dzieje. Dustin próbował wywarzyć drzwi ramieniem, ale one stawiały opór. Julie szukała czegoś w szafach, ale nie znalazła nic, co pomogłoby Dustinowi.
Zostali zamknięci. Są w pułapce. Ich plan się nie powiódł.
Louis podjął jedyną racjonalną decyzję – wrócił na salę. Na szczęście Julie i Dustin zrozumieli co chciał zrobić i poszli za nim.
Zombie były coraz bliżej, ale trójka nastolatków zamiast iść prosto na nich, skręciła w lewo, tuż na schody prowadzące na balkon.
Balkon to miejsce, gdzie podczas wszystkich wydarzeń siedzą nauczyciele. Widzą stąd najlepiej scenę i widownię pod sobą. Teraz stało się to bardzo przydatne, gdyż był to idealny punkt obserwacyjny.
Dustin podszedł do drzwi, które znajdowały się dokładnie piętro wyżej od tych wejściowych do sali, przez które teraz wchodziły tłumy truposzy. Naparł na nie całym swoim ciałem, ale one ani nie drgnęły. Louis zaczął mu pomagać i zdawały się one powoli ustępować. Nie były zamknięte jak te poprzednie, te były po prostu bardzo mocno zatrzaśnięte.
Julie obserwowała tłum na dole i nie zauważyła, że jeden z zombiaków dostał się na schody, które prowadziły na balkon. Zanim zdążyła krzyknąć, ten ją zaatakował. Dziewczyna kopała go i szarpała, ale na nic to się zdawało. Nagle ktoś wymierzył truposzowi mocnego kopniaka, który zwalił go z powrotem na schody.
Julie dopiero teraz dokładnie się przyjrzała napastnikowi – to Johnny ją zaatakował. Musiała przyznać, że nawet jako odrażająca, krwiożercza istota był na swój sposób pociągający.
Ten jeden moment, kiedy się zawahała sprawił, że truposz złapał ją za kostkę. Tym razem jej ciało przeszedł dreszcz, spowodowany dotykiem zimnej skóry. Zaczął ją ciągnąć razem z sobą, a ona krzyczała najgłośniej jak potrafiła. Jak zza mgły dotarł do niej męski głos.
- To nie on! Julie, zabij go!
Julie wyciągnęła z kieszeni puszkę gazu pieprzowego i wymierzyła go w przeciwnika. Kiedy miała go prysnąć truposzowi w twarz, przed oczami stanęły jej wszystkie chwile spędzone z Johnnym. Było im razem tak dobrze, a ona miała go teraz ogłuszyć? W gdzieś w tle usłyszała otwierane drzwi.
Nie zdążyła odpowiedzieć sobie na to pytanie, ponieważ czyjaś stopa znowu uderzyła zombiaka w twarz. Teraz bezwładnie sturlał się po schodach, niczym gumowa piłka.
Dustin podał Julie rękę i pomógł jej wstać. Nie było czasu na pretensje – udało im się otworzyć drzwi i musieli się jak najszybciej stąd wydostać. Wybiegli szybko na korytarz na piętrze.
Gdy tylko wydostali się na zewnątrz, Louis i Dustin zatarasowali drzwi pobliską szafką. Nie chcieli powtarzać kolejny raz tego strasznego scenariusza. Rozbiegli się w przeciwnych kierunkach, aby sprawdzić czy pozostałe drzwi, którymi można się tu dostać są zablokowane. Ku ich zdziwieniu reszta wejść była nie do przejścia, co mogło oznaczać dwie rzeczy.
Znaleźli się w paszczy wroga albo ktoś jeszcze stara się przetrwać.
____________________________
Wiecie co? Podoba mi się ten rozdział :)
Wyjątkowo nie ma tutaj Marby (rany, spodobało mi się to określenie), bo chcę podtrzymać napięcie związane ze śmiercią xd
Przepraszam za nieobecności na Waszych blogach, postaram się je jak najszybciej nadrobić ;)
Odpowiedziałam na większość nominacji do LBA, jeślibyście chcieli zapoznać się z moimi odpowiedziami to serdecznie zapraszam (trzeba kliknąć ten obrazek z LBA, który znajduje się po prawej stronie bloga lub dla leniwych, wystarczy kilknąć tutaj).
Powiadam Wam, niedługo wyjaśni się tajemnica z Jules, wskazówek szukajcie w prologu.
Świetne! Julie! Niech ona żyje! :o Łatwo się wczuć w klimat opowiadania ^.^ Czułem się tak jakbym tam był xD Takie fajne to jest :o Mam nadzieje, że jako pierwszy skomentuje :o Nie mogę się doczekać następnego! Ciekawe o co chodzi z tymi drzwiami :o Paszcza wroga czy ktoś ce przetrwać? Pozostaje czekać na nn :3
OdpowiedzUsuńUbolewam z powodu braku Marby, bo jestem totalną romantyczką wszędzie doszukującą się pięknych zakochańców ((": No, trudno, Julie, Dustin i Louis też są fajni, więc ich też trzeba troszkę omówić.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, (może się powtórzę, ale to jest najprawdziwsza prawda) piszesz genialnie i właściwie nie zauważyłam kiedy skończył się ten cudowny rozdział :3 Z każdym słowem mam ochotę czytać więcej i więcej, dlatego liczę na następną notkę jak najszybciej (czyli gdzieś na początku przyszłego tygodnia, nie? teraz pewnie zakuwasz do jutrzejszych testów, więc... ucz się xD).
Świetnie przedstawiłaś sceny z Johnnym i Julie, bo pokazują mniej więcej ich relacje sprzed ataku zombie... Czyli znaczył dla niej coś ciutkę więcej niż kosmetyki.
"Znaleźli się w paszczy wroga albo ktoś jeszcze stara się przetrwać" <- z tego co nam wiadomo to doktor Mam-Niezawodną-Szczepionkę-I-Nie-Zawaham-Się-Jej-Użyć oraz jej asystentka kryły się w jakimś pomieszczeniu przed zombie... Czy Louis, Dustin i Julie tam trafili? Coś mi się wydaje, że tak, tylko obie damy opuściły je w poszukiwaniu jedzenia... W każdym razie mam nadzieję, że nikt nie umrze. Serio. Nikt. Oni są zbyt fajni, żeby umierać. Zostaw ich w spokoju, bo umrę z żałości ;c wciskam tu mini-spoiler, żeby inni nie czytali: poszłam za twoją radą spojrzenia w prolog i nagle mi się rozjaśniło w umyśle. To ta doktórka to miała na imię Jules? W końcu by się zgadzało, bo to ona wywołała całą epidemię... Będę tęsknić Abby i Martin za tobą też :< Za Louisem, Julie też, za Dustinem mniej, ale nie martw się kolo, w zaświatach wciąż będziesz mógł powalczyć o Julie, choć ja ją i tak zarezerwowałam dla Louisa :c spoiler dalej: tylko dziwi mnie jedno - czy on ma jakieś powiązania z Jules? Może chodzi o to, że dzięki tej epidemii Louis miał okazję bliżej poznać Julie, a tym samym się w niej zakochać (hahah jak mówiłam - totalny romantyzm XD)? Sama już nie wiem *wzdycha* Rozdział boski po prostu nie mogę się doczekać kolejnych, a jeszcze muszę napisać u siebie jedenastkę... Twoje odpowiedzi z LBA już czytałam :D I ta chwila kiedy dowiaduję się, że jesteśmy z tych samych fandomów... c;
Tak czy siak powodzenia na egzaminach życzę i weny ogółem.
Pozdrawiam, Ell
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńTylko szkoda, że nie ma Abby i Martina... :'(
Ale i tak jest extra!
Te zombiaki są straszne! Czytałam to w środku nocy i bałam się odwrócić wzrok od monitora na ciemny pokój... ;P Głupia ja... :D
Pozdrawiam i weny Ci życzę,
Spite
Masz nową czytelniczkę <3
OdpowiedzUsuńZupełnie zakochałam się w tym opowiadaniu, chociaż temat okropny. Zombie to nie mój gust, mam nekrofobię haha :') Mimo to, nie mogłam przestać czytać <3
Czekam na kolejny rozdział, dodaj jak najszybciej!
I wpadnij do mnie:
http://zimno-zimno.blogspot.com/
~Węgielek Ech
Jak byli w pewnym momencie, w środku sali i Julie poszła odpalić reflektory to myślałam, że "wyskoczy" jeden z zombie i miałam zawał xD
OdpowiedzUsuńJak dla mnie ten rozdział był świetny chociaż miałam nadzieję, że dowiemy się co z Abby i Martinem
Czekam na kolejny, pisz, pisz x)))
U mnie pojawił się rozdział-nierozdział :D
OdpowiedzUsuńOch no nie zawiodłam się na kolejnym rozdziale bo jest on jak zwykle superowy, zajebiaszczy i wgl i w szczególe :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny!
Ps. zapraszam na nn do mnie http://69-igrzyska-glodowe.blogspot.com/2014/04/rozdzia-5.html
Jestem i komentuje ! :D
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI, GENIALNY !!
Ja cie chyba zabije jak w następnym rozdziale nie zobacze Abby i Martina ! :O
Kc ich <333
jak czytałam ten rozdział to poprostu gdzieś w srodku rozsadzało mnie napięcie! Wyskoczy zombie czy nie wyskoczy? Cholera! :D
Kiedy next? *.* Nmg się doczekać! :oooo
Pozdrówki i weny <3
Świetne, piękne, genialne ... *chyba skończyły mi się epitety XD*
OdpowiedzUsuńRozdział boski i wspaniały. Czekam na kolejny ze zniecierpliwieniem!
Pisz mi szybko bo nie wytrzymam!
*a teraz czas na reklamę*
Zapraszam cię Nico na 3 rozdział ''Strażniczki Rohanu''. :)
Już w kinach! ;3
Sprawdź; http://strazniczka-rohanu.blogspot.com/
U mnie nowy rozdział zawitał :)
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do LBA! Więcej informacji znajdziesz tu: http://prawdziwa-tozsamosc.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-award.html
OdpowiedzUsuń