-
To było takie banalne, jak mogliśmy wcześniej na to nie wpaść!
Martin krążył po piwnicy, mocno gestykulując. Był zdenerwowany swoją głupotą i tym niedopatrzeniem, którego dokonał.
- Rany, chłopie, usiądź, bo zaraz wybuchniesz – westchnął Dustin – To całe twoje chodzenie w kółko doprowadza nas wszystkich do szału. Może wreszcie zechcesz nam powiedzieć, co takiego genialnego przeoczyliśmy, chcąc przeżyć? – zaproponował.
Martin ciężko opadł na krzesło i popatrzył na swoich towarzyszy.
- Cały czas kręciliśmy się wokół tego. Żadne z nas nie myślało, że wyjście z naszej beznadziejnej sytuacji może być takie proste.
- Martin – rzekła zniecierpliwiona Julie – Przejdź już do rzeczy.
- Telefon komórkowy - odpowiedział chłopak.
- Słucham? – odparła zdziwiona Abby – Co masz na myśli? Przecież nasze komórki są w… - dziewczyna umilkła, pojmując plan Martina.
- Właśnie o to mi chodzi. Siedzieliśmy tu, bo myśleliśmy, że nie możemy się jak skontaktować ze światem zewnętrznym. Jednak możemy. Wystarczy tylko dostać się do gabinetu dyrektora i wykonać stamtąd parę telefonów. Gabinet jest od środka zamykany, więc będziemy tam bezpieczni.
- Twój plan jest w istocie genialny – powiedział Louis. – Jednak widzę w nim jedną lukę, która uniemożliwia nam jego wykonanie. Jeśli się stąd ruszymy to pożrą nas zombiaki. Albo co gorsze – ugryzą nas i sami się nimi staniemy.
- Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Musimy się rozdzielić.
- To jest zły pomysł – odparł Dustin.
- Nie damy rady – zgodziła się z nim Abby.
- Przecież nie jest pewnie ich tak dużo. Potrzeba tylko odciągnąć ich od gabinetu dyrektora.
Martin był przekonany o słuszności swoich słów. Wiedział, że to jest jedyna możliwość, aby mogli się stąd wydostać. Każda sekunda, minuta, godzina spędzona w tej ciasnej piwnicy nie działała nikomu na zdrowie. Poza tym zaczynało im się kończyć jedzenie, a Martin wolał nie myśleć co się stanie, kiedy zabraknie pożywienia. Wiedział, jak na filmach kończyły się takie sytuacje. Czysty kanibalizm.
Martin wskazał na stos porozrzucanych pudeł, które leżało pod ścianą. Nikt nie pałał entuzjazmem, aby je posprzątać. Spójrzmy prawdzie w oczy – dbanie o porządek nie jest najmocniejszą cechą nastolatków.
- Czy ktoś z was widział może w tych pudłach jakąś grę planszową? – spytał.
Martin krążył po piwnicy, mocno gestykulując. Był zdenerwowany swoją głupotą i tym niedopatrzeniem, którego dokonał.
- Rany, chłopie, usiądź, bo zaraz wybuchniesz – westchnął Dustin – To całe twoje chodzenie w kółko doprowadza nas wszystkich do szału. Może wreszcie zechcesz nam powiedzieć, co takiego genialnego przeoczyliśmy, chcąc przeżyć? – zaproponował.
Martin ciężko opadł na krzesło i popatrzył na swoich towarzyszy.
- Cały czas kręciliśmy się wokół tego. Żadne z nas nie myślało, że wyjście z naszej beznadziejnej sytuacji może być takie proste.
- Martin – rzekła zniecierpliwiona Julie – Przejdź już do rzeczy.
- Telefon komórkowy - odpowiedział chłopak.
- Słucham? – odparła zdziwiona Abby – Co masz na myśli? Przecież nasze komórki są w… - dziewczyna umilkła, pojmując plan Martina.
- Właśnie o to mi chodzi. Siedzieliśmy tu, bo myśleliśmy, że nie możemy się jak skontaktować ze światem zewnętrznym. Jednak możemy. Wystarczy tylko dostać się do gabinetu dyrektora i wykonać stamtąd parę telefonów. Gabinet jest od środka zamykany, więc będziemy tam bezpieczni.
- Twój plan jest w istocie genialny – powiedział Louis. – Jednak widzę w nim jedną lukę, która uniemożliwia nam jego wykonanie. Jeśli się stąd ruszymy to pożrą nas zombiaki. Albo co gorsze – ugryzą nas i sami się nimi staniemy.
- Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Musimy się rozdzielić.
- To jest zły pomysł – odparł Dustin.
- Nie damy rady – zgodziła się z nim Abby.
- Przecież nie jest pewnie ich tak dużo. Potrzeba tylko odciągnąć ich od gabinetu dyrektora.
Martin był przekonany o słuszności swoich słów. Wiedział, że to jest jedyna możliwość, aby mogli się stąd wydostać. Każda sekunda, minuta, godzina spędzona w tej ciasnej piwnicy nie działała nikomu na zdrowie. Poza tym zaczynało im się kończyć jedzenie, a Martin wolał nie myśleć co się stanie, kiedy zabraknie pożywienia. Wiedział, jak na filmach kończyły się takie sytuacje. Czysty kanibalizm.
Martin wskazał na stos porozrzucanych pudeł, które leżało pod ścianą. Nikt nie pałał entuzjazmem, aby je posprzątać. Spójrzmy prawdzie w oczy – dbanie o porządek nie jest najmocniejszą cechą nastolatków.
- Czy ktoś z was widział może w tych pudłach jakąś grę planszową? – spytał.
∞
-
Podzielimy się na dwa zespoły: Dustin, Louis i Julie idą razem, a ja pójdę z
Abby. – powiedział Martin, a następnie, widząc protestującą minę Julie, szybko dodał:
- Bez narzekania. Nie będzie żadnej zmiany składów. To jest najlepsze
rozwiązanie logistyczne. W takim układzie nasze siły są najbardziej
równomiernie rozłożone.
Julie się jednak nie poddawała.
- Ale dlaczego muszę iść razem z panem Ponurym i Wiecznie Obrażonym? – upierała się, wskazując głową na Louisa. – Nie mogę iść z tobą i Dustinem, a Louis pójdzie sobie z Abby?
Martin zarumienił się lekko, ale Louis natychmiast wybawił go z kłopotliwej sytuacji.
- Słuchaj paniusiu – zaczął – mi też nie podoba się perspektywa wybawiania cię z łap krwiożerczych trupów, ale sądzę, że powinniśmy posłuchać się Martina. On ma przeważnie dobre pomysły.
- Przeważnie? – zdumiał się Martin – Jak to prze…
- Zdaje mi się, że coś mówiłeś o zespołach. – przerwała mi Abby, zauważając widmo nadchodzącej kłótni.
- No tak. – odparł Martin, nadal łypiąc spode łba na swojego kumpla z dzieciństwa – Mówiłem, że w tych dwóch zespołach, których składów nie zmienimy, będziemy się poruszać w dwóch przeciwnych kierunkach.
Martin rozłożył na stole mapy szkoły i wysypał na nie figurki z zdekompletowanego zestawu Monopoly. Mniej więcej na środku mapy postawił pięć pionków.
- Louis, Julie i Dustin będą się kierować w stronę auli i budynku nauk ścisłych. Ja i Abby pójdziemy w przeciwnym kierunku, do gabinetu dyrektora i sekretariatu. – mówiąc to, Martin skierował metalowego psa, statek i auto w lewą stroną, a kapelusz i taczka powędrowały w prawym kierunku. -Waszym zadaniem będzie zapędzenie wszystkich zombie do auli, już znacie sposób w jaki macie to zrobić. My natomiast dostaniemy się do gabinetu, porwiemy nasze telefony i wrócimy do was. Potem pozostaje nam czekać na pomoc. Miejmy nadzieję, że zombie pójdą za wami, a my będziemy mogli przemknąć niespostrzeżenie.
- Skoro wszystko jest umówione, pozostaje nam się tylko przygotować – podsumowała Abby.
Julie się jednak nie poddawała.
- Ale dlaczego muszę iść razem z panem Ponurym i Wiecznie Obrażonym? – upierała się, wskazując głową na Louisa. – Nie mogę iść z tobą i Dustinem, a Louis pójdzie sobie z Abby?
Martin zarumienił się lekko, ale Louis natychmiast wybawił go z kłopotliwej sytuacji.
- Słuchaj paniusiu – zaczął – mi też nie podoba się perspektywa wybawiania cię z łap krwiożerczych trupów, ale sądzę, że powinniśmy posłuchać się Martina. On ma przeważnie dobre pomysły.
- Przeważnie? – zdumiał się Martin – Jak to prze…
- Zdaje mi się, że coś mówiłeś o zespołach. – przerwała mi Abby, zauważając widmo nadchodzącej kłótni.
- No tak. – odparł Martin, nadal łypiąc spode łba na swojego kumpla z dzieciństwa – Mówiłem, że w tych dwóch zespołach, których składów nie zmienimy, będziemy się poruszać w dwóch przeciwnych kierunkach.
Martin rozłożył na stole mapy szkoły i wysypał na nie figurki z zdekompletowanego zestawu Monopoly. Mniej więcej na środku mapy postawił pięć pionków.
- Louis, Julie i Dustin będą się kierować w stronę auli i budynku nauk ścisłych. Ja i Abby pójdziemy w przeciwnym kierunku, do gabinetu dyrektora i sekretariatu. – mówiąc to, Martin skierował metalowego psa, statek i auto w lewą stroną, a kapelusz i taczka powędrowały w prawym kierunku. -Waszym zadaniem będzie zapędzenie wszystkich zombie do auli, już znacie sposób w jaki macie to zrobić. My natomiast dostaniemy się do gabinetu, porwiemy nasze telefony i wrócimy do was. Potem pozostaje nam czekać na pomoc. Miejmy nadzieję, że zombie pójdą za wami, a my będziemy mogli przemknąć niespostrzeżenie.
- Skoro wszystko jest umówione, pozostaje nam się tylko przygotować – podsumowała Abby.
-
Możemy już iść? – powiedział Louis, poprawiając szelki na swoim plecaku –
Bardziej gotowi już nie będziemy.
Dustin mruknął coś niezrozumiałego, patrząc tępo w podłogę.
- Louisie, zapomniałeś o czymś ważnym – odparła Abby, podając mu czarne zawiniątko.
Louis szybko rozwinął pakunek, a z jego opuszka zaczęła się sączyć szkarłatna strużka krwi. Jęknął cicho, bardziej ze wściekłości niż z bólu.
- Ostrożnie – upomniała go Abby – To nie zabawki.
- Jasne – potwierdził Louis – przecież wiem. Nie mam siedmiu lat. Mamusia mnie nauczyła, żeby nie bawić się nożami.
Abby, mimo jego zapewnień, wzięła od niego z powrotem czarne zawiniątko i podeszła do kawałku materiału, wystającego z pudła leżącego na biurku. Rozłożyła starą firanę na stole i pocięła ją nożem na pięć równych części.
Owinęła każdy z tytanowych noży w szmatkę i podała innym. Największy z noży – tasak – zostawiła w oryginalnym, czarnym opakowaniu.
- Wam on bardziej się przyda – powiedziała Abby, podając tasak Dustinowi.
Mały kawałek materiału, który pozostał po wycinaniu prowizorycznych opakowań na noże, Abby wzięła i podeszła do Louisa.
- Co chcesz z tym zrobić? Zakneblować mnie? – spytał chłopak.
- Nie bądź idiotą. Daj rękę, chcę ją zabandażować. Nie wiadomo jak zombie zareagują na świeżą krew.
Teraz Louis bez słowa podał dłoń Abby, a dziewczyna zacisnęła opatrunek nieco mocniej niż było to potrzebne.
- Gotowi? – zapytał Martin.
- Tak. – odparła Abby – Teraz możemy już iść. Proszę was, obiecajcie mi coś.
- O co chodzi? – spytała Julie.
- Wszyscy widzieliście co się stało z panią Wisconsin. Została ugryziona, a potem stała się tym czymś. Ja, ja… - Abby zawahała się na moment, chcąc dobrać odpowiednie słowa. Wydawało się, że na to co chce powiedzieć, nie ma odpowiednich wyrazów. – Chcę, żebyście skrócili moje cierpienia, kiedy to coś mnie ugryzie. Jedno ukąszenie to wyrok, wszyscy o tym wiemy. Jeśli to mnie spotka, wbijcie mi nóż w serce. Nie wyjdę stąd jeśli mi tego nie obiecacie.
Dobra, to było wbrew wszystkim zasadom moralności, ale Abby musiała wymóc to na swoich towarzyszach. Wiedziała co ją czeka, jeśli zostanie ugryziona. Marna egzystencja była gorsza od śmierci.
- Obiecajcie mi to - rzekła stanowczo.
- Abby, ty prosisz o coś, co jest niemożliwe. W życiu nie wbiję ci noża w serce. Po moim trupie. – odparł Martin.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo.
- W naszej sytuacji, to określenie nabiera zupełnie innego znaczenia. – Abby podeszła do Martina i popatrzyła mu głęboko w oczy, pełne strachu, rozpaczy i troski. – Proszę cię, zrób to dla mnie.
Martin zamknął oczy i wycedził przez zęby:
- Tylko w ostateczności.
Dustin popchnął drzwi i tym samym otworzył je na oścież.
- Zapraszam państwa na wycieczkę życia. – powiedział.
Dustin mruknął coś niezrozumiałego, patrząc tępo w podłogę.
- Louisie, zapomniałeś o czymś ważnym – odparła Abby, podając mu czarne zawiniątko.
Louis szybko rozwinął pakunek, a z jego opuszka zaczęła się sączyć szkarłatna strużka krwi. Jęknął cicho, bardziej ze wściekłości niż z bólu.
- Ostrożnie – upomniała go Abby – To nie zabawki.
- Jasne – potwierdził Louis – przecież wiem. Nie mam siedmiu lat. Mamusia mnie nauczyła, żeby nie bawić się nożami.
Abby, mimo jego zapewnień, wzięła od niego z powrotem czarne zawiniątko i podeszła do kawałku materiału, wystającego z pudła leżącego na biurku. Rozłożyła starą firanę na stole i pocięła ją nożem na pięć równych części.
Owinęła każdy z tytanowych noży w szmatkę i podała innym. Największy z noży – tasak – zostawiła w oryginalnym, czarnym opakowaniu.
- Wam on bardziej się przyda – powiedziała Abby, podając tasak Dustinowi.
Mały kawałek materiału, który pozostał po wycinaniu prowizorycznych opakowań na noże, Abby wzięła i podeszła do Louisa.
- Co chcesz z tym zrobić? Zakneblować mnie? – spytał chłopak.
- Nie bądź idiotą. Daj rękę, chcę ją zabandażować. Nie wiadomo jak zombie zareagują na świeżą krew.
Teraz Louis bez słowa podał dłoń Abby, a dziewczyna zacisnęła opatrunek nieco mocniej niż było to potrzebne.
- Gotowi? – zapytał Martin.
- Tak. – odparła Abby – Teraz możemy już iść. Proszę was, obiecajcie mi coś.
- O co chodzi? – spytała Julie.
- Wszyscy widzieliście co się stało z panią Wisconsin. Została ugryziona, a potem stała się tym czymś. Ja, ja… - Abby zawahała się na moment, chcąc dobrać odpowiednie słowa. Wydawało się, że na to co chce powiedzieć, nie ma odpowiednich wyrazów. – Chcę, żebyście skrócili moje cierpienia, kiedy to coś mnie ugryzie. Jedno ukąszenie to wyrok, wszyscy o tym wiemy. Jeśli to mnie spotka, wbijcie mi nóż w serce. Nie wyjdę stąd jeśli mi tego nie obiecacie.
Dobra, to było wbrew wszystkim zasadom moralności, ale Abby musiała wymóc to na swoich towarzyszach. Wiedziała co ją czeka, jeśli zostanie ugryziona. Marna egzystencja była gorsza od śmierci.
- Obiecajcie mi to - rzekła stanowczo.
- Abby, ty prosisz o coś, co jest niemożliwe. W życiu nie wbiję ci noża w serce. Po moim trupie. – odparł Martin.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo.
- W naszej sytuacji, to określenie nabiera zupełnie innego znaczenia. – Abby podeszła do Martina i popatrzyła mu głęboko w oczy, pełne strachu, rozpaczy i troski. – Proszę cię, zrób to dla mnie.
Martin zamknął oczy i wycedził przez zęby:
- Tylko w ostateczności.
Dustin popchnął drzwi i tym samym otworzył je na oścież.
- Zapraszam państwa na wycieczkę życia. – powiedział.
________________
Krótko, ale ten rozdział miał być w zamierzeniu taki, bowiem nie chciałam zdradzić decydujących szczegółów już tutaj :)
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, ale miałam mały problem z pisaniem (spokojnie, nie zawieszam bloga, dociągnę tą historię do końca).
Pozostaje mi tradycyjnie zaprosić do komentowania i stałego śledzenia nowych rozdziałów :)
Mmm.... Zaczynam się bać o Abby, skoro ona już przygotowuje się na "śmierć" to może znaczyć, że umrze :o Samo nastawienie robi swoje, nie chcesz czegoś robić = nie robisz, więc podejrzewam, że pewnie jeśli by musiała, to by się poświęciła dla przyjaciół c;
OdpowiedzUsuńAle jej nie zabijesz, bo my, wierni fani, oczekujemy pięknego romansu Abby&Martin <3
Po prostu nie możemy się doczekać *-*
Plan wydaje się łatwy, ale w wykonaniu zawsze jest gorzej ;> Z każdym bohaterem się jakoś związałam, choć najmniej z Dustinem, ale lubię to imię, więc zombie, stop eating my fictional friends!
Kocham końcowe słowa <3
"Zapraszam państwa na wycieczkę życia." - najchętniej wypisałabym je sobie na ścianie, ale mama by mnie zabiła *,*
Oh, co z Julie i Luisem? Przed ich śmiercią chciałabym się dowiedzieć o co chodziło z tym "Jules..." :c
Dodaj szybko rozdział, bo umrę z ciekawości :<
Ell
[miranda-ellie-johansson.blogspot.com]
But zombies are really hungry! <3
UsuńCo do Abby.. nie mogę za dużo powiedzieć, gdyż nie chcę odbierać frajdy z czytania kolejnych rozdziałów - jedyne co mogę zdradzić to, że Wy, moi wierni fani (jak to cudownie brzmi xd), doczekacie się jeszcze kilku pięknych scen z Martinem i Abby w roli głownej, jednak nie powiem jak ten wątek się zakończy ^^
Jules... mam nadzieję, że zdołam Was zaskoczyć ;)
Ojeju kochana masz taaaaki talent :* Ten rozdział jest taki zajebiaszczy i genialny!
OdpowiedzUsuńRany, dziękuję <3
UsuńŚledź dalsze wydarzenia! ;)
Ps. http://69-igrzyska-glodowe.blogspot.com/2014/04/rozdzia-4.html - zapraszam kochana :D
UsuńHej! Super rozdział! :D
OdpowiedzUsuńTrochę krótki, ale nieźle trzyma napięcie :D
Pilsss nie zabijaj Abby :(
Weny Ci życzę i duuuuużo słodyczy i masła orzechowego!!!
Ps.: Czy wiesz, że "Abba" po hebrajsku znaczy tyle co "tatuś"? ;P
Wiedziałam o tym xD
UsuńDziękuję za miłe słowa i zapraszam do dalszego czytania i komentowania :)
Rozdział może i krótki ale jaki zajebisty <33
OdpowiedzUsuńKocham to napięcie jakie wyczuwam w każdym rozdziałe ;3
Błagam cie nie zabijaj Abby bo ja chce żeby ona była z Martinem no :cc
Marby! Haha <33
Szkoda że dopiero teraz dodałaś !
Kiedy następny?! :o
Pozdrówki i weny!! :**
Kolejny komentarz proszący o oszczędzenie Abby :D
UsuńMuszę poważnie rozważyć dalsze wydarzenia :P
Marby (kocham Cię za wymyślenie tej nazwy xd) to mój ulubiony parring, więc musi być jeszcze kilka uroczych scen ;)
Dodałam gadżet informujący o dacie następnego rozdziału ^^ (przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam kilka innych spraw na głowie)
Jak ja Ci zazdroszczę talentu! Jesteś jakimś geniuszem! Nie wiem jak ja mogłam żyć bez tego bloga <3
OdpowiedzUsuńTylko błagam Cię na kolanach nie zabijaj Abby ;C
P.s. Zapraszam do mnie : http://43glodoweigrzyska.blogspot.com/2014/04/rozdzia-4-parada-trybuow.htm
Rozdział po prostu świetny. ;3
OdpowiedzUsuńTemat bloga oryginalny co bardzo lubię.
Przyznam, że historia mnie wciągnęła, więc czekam na kolejny rozdział. :)
Zapraszam do mnie: http://strazniczka-rohanu.blogspot.com/
Wow genialne . Trzyma w napięciu. Zapraszam do mojego bloga.
OdpowiedzUsuńhttp://bookfantasty.blogspot.com
Nominuje cię na Liebster award. Więcej informacji na moim blogu.
OdpowiedzUsuń