Louis
otworzył paczkę krakersów, a następnie położył ją na stole.
- Może ktoś się poczęstuje? – spytał, patrząc na swoich towarzyszy.
Cała piątka nastolatków siedziała dookoła czterech, połączonych ze sobą ławek. Pośrodku ich prowizorycznego „stołu konferencyjnego” leżała mapa szkoły. Fakt, plan przedstawiał budynek przed latami, ale niczym lepszym na razie nie dysponowali. Swoją drogą, pośród przedmiotów, które pozornie wydawały się bezużyteczne i zostały wrzucone w otchłań zapomnienia poprzez pozostawienie w piwnicy. Wszystko co komuś się nie przydało, lądowało właśnie tutaj, jednak to znacząco pomogło nastolatkom w przeżyciu.
Oprócz starego radia i mnóstwa zeszytów i kartkówek znaleźli jeszcze kubki, które nie miały uszy, poplamione i śmierdzące naftaliną koce, które czekały na lepsze czasy, wiele starych prac plastycznych, wśród których były również nieaktualne plany szkoły. Nad jedną z takich map siedzieli teraz Martin, Louis, Abby, Julie i Dustin i rozmyślali nad najlepszym wyjściem z ich beznadziejnej sytuacji.
- Błagam was – zaczęła Julie – myślimy nad tym już kilka godzin, a nadal nie doszliśmy do żadnego konkretnego wniosku. Zróbmy sobie małą przerwę.
- Julie ma rację – zgodziła się z nią Abby – Jesteśmy bezsilni, frustrujemy się, a potem wyżywamy się na sobie nawzajem. Pamiętajcie, że teraz…
- Jesteśmy drużyną. – dokończyli za nią wszyscy.
Abby uśmiechnęła się szeroko, widząc, że mantra, tak często powtarzana w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin przez nią i Martina, wbiła się do głowy pozostałym.
- To co innego proponujecie na zabicie czasu? – spytał Dustin – Co robicie w wolnych chwilach? Ja na przykład gram w futbol, ale tego raczej nie porobimy tutaj.
- Pograłbym na mojej gitarze, ale jej dźwięki od razu przywołają tutaj zombiaków. – powiedział Louis. Nagle jego twarz się rozpromieniła, jakby doznał olśnienia. – Dustin właśnie podał nam wspaniały sposób na nudę.
- Serio? – Dustin zaczął się śmiać, wyraźnie rozbawiony nagłą zmianą nastoju Louisa i jego przyczyną. – Chcesz tutaj grać w futbol amerykański? Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że do tego potrzebujemy…
Louis pokiwał energicznie głową, przerywając Dustinowi.
- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to co powiedziałeś wcześniej.
Dustin zamrugał oczami, wyraźnie zbity z tropu.
- Wcześniej spytałem co robicie w wolnym czasie, ale nie widzę, żeby to miało jakiś związek z wspaniałym sposobem na nudę.
- Po prostu lepiej się poznajmy. I tak jesteśmy skazani na siebie, więc lepiej jakoś dobrze spożytkować ten czas, szczególnie, że w normalnych warunkach nigdy byśmy ze sobą nie porozmawiali. Należymy do innych grup społecznych.
Abby wzdrygnęła się na wzmiankę o grupach społecznych. Nie lubiła szufladkowania ludzi, twierdziła, że każdy jest niepowtarzalną indywidualnością.
Mimo wszystko, ich dotychczasowa relacja z Julie nie układała się najlepiej. Dziewczyna sprawiała wrażenie, że jest typową rozpieszczoną panienką, dla której ważna jest tylko popularność w szkole. Abby natomiast ceniła zupełnie inne wartości. Pozostawało mieć nadzieję, że będzie lepiej. Na razie jednak Julie udowodniła swoje nastawienie, nie informując nikogo o telefonie.
Każdy, bez wyjątku, miał do Julie pretensje o zatajenie sytuacji z komórką. Stanowisko Louisa było znane wszystkim od początku. Po dosyć niemiłej wymianie zdań, Louis był obrażony na dziewczynę przez kilka następnych godzin. Myślał, że są drużyną i mówią sobie o wszystkim, co może pomóc w przetrwaniu. Wydawało się naturalne, że o czymś takim jak telefon, przez który mogą się skomunikować ze światem zewnętrznym , powinni poinformować swoich towarzyszy w trybie natychmiastowym.
Julie sądziła jednak inaczej. Na pytania, o to dlaczego uczyniła, odpowiadała milczeniem. Martin, z drobną pomocą Abby, zdołał namówić Louisa i Dustina, żeby przestali je zadawać. Pozostawało, mimo wszystko wiele pytań, na które nie potrafili odpowiedzieć.
- To jak? – Louis wyraźnie drążył temat i nie chciał odpuścić. – Poznajemy się lepiej?
I tak już poznali się lepiej. Wzajemna zależność spowodowała, że zaczęli doceniać swoje dobre strony i nauczyli się je lepiej wykorzystywać. O złych woleli nie myśleć i starać się unikać sytuacji, które by je uwydatniały.
- To nie jest zły pomysł. – powiedziała Abby. Przemilczała zdanie, które krążyło gdzieś na końcu jej języka. „To nasz jedyny pomysł”.
- Świetnie! – rzekł rozradowany swoim sukcesem Louis. – Zadajemy sobie proste pytania dotyczące nas samych, ponieważ siedzimy w kole… - Chłopak zamilknął na chwilę, myśląc nad tym co właśnie powiedział. – Dobra, w kwadracie, zresztą to i tak nie robi nam wielkiej różnicy. Tak czy siak, każdy zadaje pytanie osobie, która siedzi po jego prawej stronie. Ja zadaje pytanie Dustinowi, Dustin Julie, Julie Abby, Abby Martinowi, a Martin mnie. Przemyślcie dobrze swoje pytania, bo osoba, której je zadacie będzie musiała na nie odpowiedzieć, nie ważne co będzie się działo. Rozumiecie o co mi chodzi?
Czwórka nastolatków kiwnęła swoimi głowami na znak zgody.
- To kto chce zacząć? – spytał Louis.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Ludzie, więcej ikry! Nie możemy tutaj siedzieć i tylko użalać się nad sobą. – powiedział Martin. – Myślcie pozytywnie, pomyślcie, że po prostu jesteście w gronie dobrych znajomych i spędzacie miło czas.
Piękną twarzyczkę Julie wykrzywił grymas, jednak, gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że Dustin się jej przygląda, uśmiechnęła się przymilnie.
- W takim razie, ja zacznę. – rzekł przeciągle Martin. – Może nie wszyscy o tym wiecie, ale Louis był kiedyś moim sąsiadem. Potem nagle, on i jego rodzina się przeprowadziła. Teraz wróciłeś, nie poinformowawszy o tym starego kumpla. Nie chowam urazy, ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że wracasz?
- Stary, ja.. ja przepraszam. – wyjąkał Louis - To wszystko stało się tak szybko. Miałem się odezwać, ale miałem za dużo spraw na głowie. Do szkoły chodzę dopiero od kilku dni. Poza tym Shelly, nowa dziewczyna ojca…
- Czekaj, a co z twoją mamą? – spytał Martin.
- To już drugie pytanie. – odparł radośnie Louis, widocznie zadowolony zmianą tematu. – Teraz czas na mnie. Dustin, jakieś proste. Powiedz mi, dlaczego pobiłeś się z tym gościem na korytarzu. Tym, przez którego oboju tutaj trafiliśmy.
- O co chodzi? – spytała Abby. – Jaki gość?
- Ja go tam nie znam. – powiedział Louis. – Ale to bardzo dobry kolega Dustina. Może opowiesz nam całą historię?
- Jemu chodzi o Johnny’ego Cartera. – Dustin widząc zdziwione miny Martina i Abby szybko dodał. – Tak, t e n Johnny Carter, kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Posprzeczaliśmy się trochę, bo on znowu chciał upokarzać pierwszoroczniaków. Tym razem mu się postawiłem. Louis jest świadkiem, że nie skończyło się to dobrze. Pobiliśmy się, trafiłem do kozy i wywalił mnie z drużyny. Ot, cała historia. Chociaż jak teraz o tym myślę, to w sumie dobrze, że tu trafiłem. Mogłem skończyć jak tamci na górze.
Jakby na potwierdzenie jego słów, rozległ się przeciągły jęk.
- Sądzę, że Julie ma dużo do powiedzenia na temat Johnny’ego. – kontynuował Dustin. – Zechcesz się podzielić z nami tą historią? To jest moje pytanie – co zaszło między tobą Johnnym?
- To nie jest tajemnica. Byliśmy z Johnnym parą, potem się rozstaliśmy, to wszystko.
- Julie, przecież wiesz, że nie o to pytałem. Co naprawdę zaszło między tobą a Johnnym?
Dziewczyna zacisnęła palce mocniej na swoim kubku.
- Johnny mnie oszukał. – odparła łamiącym się głosem. Martwo wpatrywała się w swój napój. – Karmił mnie kłamstwami, a potem zdarzył się ten straszny wypadek. On prowadził auto, a na tylnym siedzeniu była Molly, moja siostra. My się pokłóciliśmy i… - Julie już nie kryła łez, które strumieniem spływały na jej policzki.
- Och Julie.. – Abby po raz pierwszy w życiu odebrało mowę. Bez zastanowienia przytuliła szlochającą dziewczynę.
- Ale chodzi o, że nic się nie stało. Tylko ona leży w szpitalu, a rodzice twierdzą, że to moja wina i nie pozwalają mi się z nią zobaczyć. Ja chciałam się do niej wymknąć w czasie lekcji, ale przyłapali mnie. W ten sposób trafiłam tutaj.
- Julie, ja przepraszam. – powiedział Dustin. – Sądziłem, że jest inaczej.
- Przecież wiesz jak było naprawdę. – odparła dziewczyna.
- Dobra, koniec smutków, Julie teraz czas na twoje pytanie. – Martin zmienił temat.
- Abby, chcę cię spytać o coś co mnie intryguje od samego początku. Po co ci torba sportowa? – Julie wskazała tą torbę, do której zostały zapakowane żaby, podczas szalonej akcji ratunkowej.
Abby popatrzyła na Martina, a następnie oboje wybuchnęli śmiechem. Szczerym, wesołym śmiechem.
- To? Ona nie jest moja. – odparła Abby, kiedy ona i Martin trochę się uspokoili. – Leżała przed męską szatnią, a ja potrzebowałam czegoś dużego. Miałam zamiar ją później oddać, ale nie zdążyłam.
Dustin dostał nagłego olśnienia. Podszedł do sportowej torby, która leżała w kącie i dokładnie ją obejrzał.
- Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść? Myślałem, że to po prostu jakaś zwyczajna torba z emblematem naszej drużyny, ale teraz już wiem. To jest moja torba, to właśnie dlatego nie mogłem jej wcześniej znaleźć. Przynajmniej ją w końcu oddałaś, Abby.
- Dustin, wybacz… - Abby zaczęła już swoją mowę, która miała sprawić, że udobrucha Dustina, jednak chłopak przerwał jej – zaczął się śmiać.
- Nie gniewam się, jesteśmy drużyną i musimy sobie pożyczać rzeczy.
- Wiecie co? – powiedział nagle Martin. – Chyba wiem, co już powinniśmy zrobić, żeby się stąd wydostać.
- Może ktoś się poczęstuje? – spytał, patrząc na swoich towarzyszy.
Cała piątka nastolatków siedziała dookoła czterech, połączonych ze sobą ławek. Pośrodku ich prowizorycznego „stołu konferencyjnego” leżała mapa szkoły. Fakt, plan przedstawiał budynek przed latami, ale niczym lepszym na razie nie dysponowali. Swoją drogą, pośród przedmiotów, które pozornie wydawały się bezużyteczne i zostały wrzucone w otchłań zapomnienia poprzez pozostawienie w piwnicy. Wszystko co komuś się nie przydało, lądowało właśnie tutaj, jednak to znacząco pomogło nastolatkom w przeżyciu.
Oprócz starego radia i mnóstwa zeszytów i kartkówek znaleźli jeszcze kubki, które nie miały uszy, poplamione i śmierdzące naftaliną koce, które czekały na lepsze czasy, wiele starych prac plastycznych, wśród których były również nieaktualne plany szkoły. Nad jedną z takich map siedzieli teraz Martin, Louis, Abby, Julie i Dustin i rozmyślali nad najlepszym wyjściem z ich beznadziejnej sytuacji.
- Błagam was – zaczęła Julie – myślimy nad tym już kilka godzin, a nadal nie doszliśmy do żadnego konkretnego wniosku. Zróbmy sobie małą przerwę.
- Julie ma rację – zgodziła się z nią Abby – Jesteśmy bezsilni, frustrujemy się, a potem wyżywamy się na sobie nawzajem. Pamiętajcie, że teraz…
- Jesteśmy drużyną. – dokończyli za nią wszyscy.
Abby uśmiechnęła się szeroko, widząc, że mantra, tak często powtarzana w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin przez nią i Martina, wbiła się do głowy pozostałym.
- To co innego proponujecie na zabicie czasu? – spytał Dustin – Co robicie w wolnych chwilach? Ja na przykład gram w futbol, ale tego raczej nie porobimy tutaj.
- Pograłbym na mojej gitarze, ale jej dźwięki od razu przywołają tutaj zombiaków. – powiedział Louis. Nagle jego twarz się rozpromieniła, jakby doznał olśnienia. – Dustin właśnie podał nam wspaniały sposób na nudę.
- Serio? – Dustin zaczął się śmiać, wyraźnie rozbawiony nagłą zmianą nastoju Louisa i jego przyczyną. – Chcesz tutaj grać w futbol amerykański? Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że do tego potrzebujemy…
Louis pokiwał energicznie głową, przerywając Dustinowi.
- Nie to miałem na myśli. Chodzi mi o to co powiedziałeś wcześniej.
Dustin zamrugał oczami, wyraźnie zbity z tropu.
- Wcześniej spytałem co robicie w wolnym czasie, ale nie widzę, żeby to miało jakiś związek z wspaniałym sposobem na nudę.
- Po prostu lepiej się poznajmy. I tak jesteśmy skazani na siebie, więc lepiej jakoś dobrze spożytkować ten czas, szczególnie, że w normalnych warunkach nigdy byśmy ze sobą nie porozmawiali. Należymy do innych grup społecznych.
Abby wzdrygnęła się na wzmiankę o grupach społecznych. Nie lubiła szufladkowania ludzi, twierdziła, że każdy jest niepowtarzalną indywidualnością.
Mimo wszystko, ich dotychczasowa relacja z Julie nie układała się najlepiej. Dziewczyna sprawiała wrażenie, że jest typową rozpieszczoną panienką, dla której ważna jest tylko popularność w szkole. Abby natomiast ceniła zupełnie inne wartości. Pozostawało mieć nadzieję, że będzie lepiej. Na razie jednak Julie udowodniła swoje nastawienie, nie informując nikogo o telefonie.
Każdy, bez wyjątku, miał do Julie pretensje o zatajenie sytuacji z komórką. Stanowisko Louisa było znane wszystkim od początku. Po dosyć niemiłej wymianie zdań, Louis był obrażony na dziewczynę przez kilka następnych godzin. Myślał, że są drużyną i mówią sobie o wszystkim, co może pomóc w przetrwaniu. Wydawało się naturalne, że o czymś takim jak telefon, przez który mogą się skomunikować ze światem zewnętrznym , powinni poinformować swoich towarzyszy w trybie natychmiastowym.
Julie sądziła jednak inaczej. Na pytania, o to dlaczego uczyniła, odpowiadała milczeniem. Martin, z drobną pomocą Abby, zdołał namówić Louisa i Dustina, żeby przestali je zadawać. Pozostawało, mimo wszystko wiele pytań, na które nie potrafili odpowiedzieć.
- To jak? – Louis wyraźnie drążył temat i nie chciał odpuścić. – Poznajemy się lepiej?
I tak już poznali się lepiej. Wzajemna zależność spowodowała, że zaczęli doceniać swoje dobre strony i nauczyli się je lepiej wykorzystywać. O złych woleli nie myśleć i starać się unikać sytuacji, które by je uwydatniały.
- To nie jest zły pomysł. – powiedziała Abby. Przemilczała zdanie, które krążyło gdzieś na końcu jej języka. „To nasz jedyny pomysł”.
- Świetnie! – rzekł rozradowany swoim sukcesem Louis. – Zadajemy sobie proste pytania dotyczące nas samych, ponieważ siedzimy w kole… - Chłopak zamilknął na chwilę, myśląc nad tym co właśnie powiedział. – Dobra, w kwadracie, zresztą to i tak nie robi nam wielkiej różnicy. Tak czy siak, każdy zadaje pytanie osobie, która siedzi po jego prawej stronie. Ja zadaje pytanie Dustinowi, Dustin Julie, Julie Abby, Abby Martinowi, a Martin mnie. Przemyślcie dobrze swoje pytania, bo osoba, której je zadacie będzie musiała na nie odpowiedzieć, nie ważne co będzie się działo. Rozumiecie o co mi chodzi?
Czwórka nastolatków kiwnęła swoimi głowami na znak zgody.
- To kto chce zacząć? – spytał Louis.
Odpowiedziało mu milczenie.
- Ludzie, więcej ikry! Nie możemy tutaj siedzieć i tylko użalać się nad sobą. – powiedział Martin. – Myślcie pozytywnie, pomyślcie, że po prostu jesteście w gronie dobrych znajomych i spędzacie miło czas.
Piękną twarzyczkę Julie wykrzywił grymas, jednak, gdy tylko dziewczyna spostrzegła, że Dustin się jej przygląda, uśmiechnęła się przymilnie.
- W takim razie, ja zacznę. – rzekł przeciągle Martin. – Może nie wszyscy o tym wiecie, ale Louis był kiedyś moim sąsiadem. Potem nagle, on i jego rodzina się przeprowadziła. Teraz wróciłeś, nie poinformowawszy o tym starego kumpla. Nie chowam urazy, ale dlaczego nie powiedziałeś mi, że wracasz?
- Stary, ja.. ja przepraszam. – wyjąkał Louis - To wszystko stało się tak szybko. Miałem się odezwać, ale miałem za dużo spraw na głowie. Do szkoły chodzę dopiero od kilku dni. Poza tym Shelly, nowa dziewczyna ojca…
- Czekaj, a co z twoją mamą? – spytał Martin.
- To już drugie pytanie. – odparł radośnie Louis, widocznie zadowolony zmianą tematu. – Teraz czas na mnie. Dustin, jakieś proste. Powiedz mi, dlaczego pobiłeś się z tym gościem na korytarzu. Tym, przez którego oboju tutaj trafiliśmy.
- O co chodzi? – spytała Abby. – Jaki gość?
- Ja go tam nie znam. – powiedział Louis. – Ale to bardzo dobry kolega Dustina. Może opowiesz nam całą historię?
- Jemu chodzi o Johnny’ego Cartera. – Dustin widząc zdziwione miny Martina i Abby szybko dodał. – Tak, t e n Johnny Carter, kapitan szkolnej drużyny futbolowej. Posprzeczaliśmy się trochę, bo on znowu chciał upokarzać pierwszoroczniaków. Tym razem mu się postawiłem. Louis jest świadkiem, że nie skończyło się to dobrze. Pobiliśmy się, trafiłem do kozy i wywalił mnie z drużyny. Ot, cała historia. Chociaż jak teraz o tym myślę, to w sumie dobrze, że tu trafiłem. Mogłem skończyć jak tamci na górze.
Jakby na potwierdzenie jego słów, rozległ się przeciągły jęk.
- Sądzę, że Julie ma dużo do powiedzenia na temat Johnny’ego. – kontynuował Dustin. – Zechcesz się podzielić z nami tą historią? To jest moje pytanie – co zaszło między tobą Johnnym?
- To nie jest tajemnica. Byliśmy z Johnnym parą, potem się rozstaliśmy, to wszystko.
- Julie, przecież wiesz, że nie o to pytałem. Co naprawdę zaszło między tobą a Johnnym?
Dziewczyna zacisnęła palce mocniej na swoim kubku.
- Johnny mnie oszukał. – odparła łamiącym się głosem. Martwo wpatrywała się w swój napój. – Karmił mnie kłamstwami, a potem zdarzył się ten straszny wypadek. On prowadził auto, a na tylnym siedzeniu była Molly, moja siostra. My się pokłóciliśmy i… - Julie już nie kryła łez, które strumieniem spływały na jej policzki.
- Och Julie.. – Abby po raz pierwszy w życiu odebrało mowę. Bez zastanowienia przytuliła szlochającą dziewczynę.
- Ale chodzi o, że nic się nie stało. Tylko ona leży w szpitalu, a rodzice twierdzą, że to moja wina i nie pozwalają mi się z nią zobaczyć. Ja chciałam się do niej wymknąć w czasie lekcji, ale przyłapali mnie. W ten sposób trafiłam tutaj.
- Julie, ja przepraszam. – powiedział Dustin. – Sądziłem, że jest inaczej.
- Przecież wiesz jak było naprawdę. – odparła dziewczyna.
- Dobra, koniec smutków, Julie teraz czas na twoje pytanie. – Martin zmienił temat.
- Abby, chcę cię spytać o coś co mnie intryguje od samego początku. Po co ci torba sportowa? – Julie wskazała tą torbę, do której zostały zapakowane żaby, podczas szalonej akcji ratunkowej.
Abby popatrzyła na Martina, a następnie oboje wybuchnęli śmiechem. Szczerym, wesołym śmiechem.
- To? Ona nie jest moja. – odparła Abby, kiedy ona i Martin trochę się uspokoili. – Leżała przed męską szatnią, a ja potrzebowałam czegoś dużego. Miałam zamiar ją później oddać, ale nie zdążyłam.
Dustin dostał nagłego olśnienia. Podszedł do sportowej torby, która leżała w kącie i dokładnie ją obejrzał.
- Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść? Myślałem, że to po prostu jakaś zwyczajna torba z emblematem naszej drużyny, ale teraz już wiem. To jest moja torba, to właśnie dlatego nie mogłem jej wcześniej znaleźć. Przynajmniej ją w końcu oddałaś, Abby.
- Dustin, wybacz… - Abby zaczęła już swoją mowę, która miała sprawić, że udobrucha Dustina, jednak chłopak przerwał jej – zaczął się śmiać.
- Nie gniewam się, jesteśmy drużyną i musimy sobie pożyczać rzeczy.
- Wiecie co? – powiedział nagle Martin. – Chyba wiem, co już powinniśmy zrobić, żeby się stąd wydostać.
_____________________
Okej, trochę przesadziłam.
Okej, bardzo przesadziłam.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten rozdział. Tydzień leżenia w łóżku, okropny katar i kaszel, dzięki któremu zdarłam sobie gardło zrobił swoje. Rozdział jest tragiczny, w każdym znaczeniu tego słowa.
Czekam na Wasze spekulacje dotyczące planu Martina :)
Tradycyjnie zapraszam do komentowania i zostawiajcie swoje blogi w komentarzach, postaram się wpaść i skomentować przy chwili wolnego czasu.
Okej, bardzo przesadziłam.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten rozdział. Tydzień leżenia w łóżku, okropny katar i kaszel, dzięki któremu zdarłam sobie gardło zrobił swoje. Rozdział jest tragiczny, w każdym znaczeniu tego słowa.
Czekam na Wasze spekulacje dotyczące planu Martina :)
Tradycyjnie zapraszam do komentowania i zostawiajcie swoje blogi w komentarzach, postaram się wpaść i skomentować przy chwili wolnego czasu.