Po
dokładnym obejrzeniu blokady drzwi, Dustin i Louis wrócili do Julie.
Stwierdzili, że to niemożliwe, aby tak poprawny i praktycznie nie możliwy do
sforsowania zamek, wykonał jakiś prymitywny zombie. Między klamki obu skrzydeł
drzwi był włożony metalowy pręt, a jego brzegi były wygięte i ułożone w znak
przypominający symbol nieskończoności. Dustin, który przecież był sportowcem i
nie powinien mieć z tym problemu, nie mógł sobie poradzić z odblokowaniem
drzwi.
Z drugiej strony powinni się cieszyć, że są dobrze zabezpieczeni i przynajmniej nie grożą im żadne ataki z zewnątrz. Jednak bardziej niepokojące było to, co znajdowało się wewnątrz. Przecież nie pierwszy lepszy cherlawy uczeń jest w stanie tak wygiąć metalową rurę.
Naturalnie, najsilniejsi zawsze byli członkowie drużyny futbolowej. Dustin przestał mieć nadzieję, że któryś z jego kolegów ocalał – w tłumie, który zostawili za zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do auli, widział co najmniej dziesięć drużynowych koszulek. Wiedział, że szanse, że któryś będzie miał na tyle rozumu by uciekać, gdzie pieprz rośnie nie współgrały z ich niskim ilorazem tolerancji. Owszem, nie można im odmówić zgranej pracy w drużynie, jednak taki układ sprawdza się tylko wtedy, gdy mają silnego przywódcę, który powie im dokładnie jak mają grać. Dustin był pewien, że teraz tego zabrakło – za przywódcę uważali kapitana drużyny i słuchali jego słów z wielkim zapałem, a potem powtarzali je jak mantrę. Johnny miał jednak tą słabość, że wszystkie konflikty rozwiązywał za pomocą przemocy. Dustin wątpił czy rzucenie się na zombie, który może cię załatwić nawet draśnięciem, było najlepszym pomysłem.
Biorąc pod uwagę, że później spotkali Johnny’ego jako żywego truposza, który chciał się rzucić na swoją byłą dziewczynę, był to bardzo zły pomysł.
Korytarz, na którym się obecnie znajdowali, był po obu stronach zakończony parami drzwi. Oba były zablokowane w identyczny sposób, co mogło oznaczać tylko jedno – ktoś chciał się ukryć i zablokował jedyny sposób ucieczki. Oczywiście była jeszcze jedna droga – przez lożę dla nauczycieli, która znajdowała się nad aulą. Te drzwi były praktycznie zawsze zamknięte – zostawały otwierane tylko na akademie. Jednak jak się w rzeczywistości okazało, drzwi nie były naprawdę zamknięte, tylko mocno zatrzaśnięte. Wystarczyło mocno naprzeć i ustępowały.
Dustin, Julie i Louis się przekonali, że gdy zombie nie mają motywacji, na przykład, są bardzo głodne i postanawiają urządzić sobie szwedzki bufet z ludzkiego mięsa, chodzą tylko w konkretnych strefach. Jeśli więc truposze nie wiedziały, że ktoś tu się znajduje, nie widziały potrzeby dostania się na to piętro.
Julie starała się jeszcze bardziej zabarykadować drzwi, którymi się tutaj dostali. Weszła do pierwszej z brzegu otwartej klasy i po szybkim sprawdzeniu, że nie czai się tam żaden nieproszony gość, wzięła kilka krzeseł i postawiła je za szafką, którą przytargali chłopcy.
Byli chyba na piętrze przyrodniczym – znajdowały się tu pracownie do chemii, biologii i fizyki. Obok jednej z pracowni fizycznych znajdował się pokój nauczycielki – dlatego wejście na balkon nad aulą, znajdowało się właśnie na tym piętrze – szkoła była projektowana w ten sposób, żeby nauczyciele nie musieli się za dużo nachodzić.
Dziewczyna nie zwracała uwagi na hałas, jaki wykonuje poprzez szuranie stolika po linoleum. Wiedziała, że wszystkie truposze, które znajdują się w auli, zdają sobie sprawę z obecności jej, Dustina i Louisa i pragną jej krwi. Nie widziała, więc sensu w ukrywaniu tego, co było oczywiste.
Julie właśnie ustawiała ostatnie krzesło, gdy poczuła oddech na swoim karku. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i z zamachem odwróciła się na pięcie.
- Louis! Nigdy więcej…
Julie nie dane było skończyć. Chłopak zasłonił swoją dłonią całe jej usta, jednocześnie przykładając palec wskazujący drugiej ręki do swoich warg. Przekaz był jasny – „siedź cicho”.
Julie wydała z siebie kilka niezrozumiałych dźwięków, a kiedy uznała, że dalsze wyrywanie się nie ma sensu, uspokoiła się. Jej klatka piersiowa unosiła się podczas wykonywania miarowych oddechów. Dopiero, kiedy Louis zobaczył, że Julie jest spokojna, zabrał swoją dłoń.
- Ty idioto! Co to miało być?
Przed Julie pojawił się Dustin, wzrokiem gromiąc dziewczynę.
- Ciszej, nie jesteśmy tu sami.
- Przecież wiem, że szkoła jest pełna zombie. – odparła Julie, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
Dustin powoli pokręcił głową na boki, zupełnie jakby myślał, że im wolnej będzie to robić, tym szybciej prawda dojdzie do Julie.
- Nie o to mi chodzi.
Zdezorientowana Julie popatrzyła na obu swoich towarzyszy i wreszcie zrozumiała. Z przerażenia rozszerzyły się jej źrenice, a usta odruchowo zakryła dłonią.
- Wy nie blokowaliście drzwi wyjściowych. Ktoś już je zamknął.
- Bingo. – odrzekł Louis.
- Wiejemy? – spytała dziewczyna.
- Najpierw oceńmy zagrożenie. Korytarz nie jest długi, jesteśmy w trójkę, damy sobie radę. – odpowiedział jej Dustin. Podrapał się w zamyśleniu po brodzie i dodał: - Może znajdziemy sojuszników.
- Problem w tym – powiedział Louis – że przez głośne zachowanie naszej księżniczki straciliśmy element zagrożenia.
Dustin uśmiechnął się szeroko.
- W takim wypadku nie musimy być wcale ostrożni.
Napotkał zdziwione spojrzenia Julie i Louisa i próbował westchnąć ostentacyjnie, ale ponieważ nadal był uśmiechnięty, efekt był komiczny. Bez wyjaśnień podszedł do pierwszych z brzegu drzwi do klasy i kopnął w nie z całej siły. W miejscu, gdzie Dustin uderzył drewno się wklęsło, a szybę pokryła sieć drobnych pęknięć. Drzwi wypadły z zawiasów.
Dustin patrząc na swoich osłupiałych przyjaciół, powiedział ze śmiechem:
- Nie mówicie, że nigdy nie chcieliście tego zrobić.
Louis uśmiechnął się półgębkiem.
- Marzę o tym od zawsze. – powiedział.
Chłopcy zaczęli szarpać się z inną parą drzwi, a tymczasem Julie podeszła do szafki, którą zabarykadowali drzwi oddzielające ich od zombie. Otworzyła dolne drzwiczki i zajrzała do wnętrza w celu zbadania zawartości. Po krótkim grzebaniu wyjęła stamtąd globus.
Julie stanęła naprzeciwko drzwi, za które chłopcy nie zdążyli się jeszcze zabrać i rzuciła z całej siły globusem w szybkę. Szkło rozbiło się na drobny mak, a dziewczyna naciągnęła rękaw swojego sweterka i przełożyła rękę przez otwór, który zrobiła. Julie wyszukała klamkę i otworzyła drzwi od wewnątrz.
Wszyscy otwierali jeszcze inne drzwi na różne sposoby. Louis naparł swoim barkiem na ostatnią zamkniętą parę. Napotkał opór, który był nie tylko spowodowany zamkiem. Coś stało z drugiej strony i uniemożliwiało dostanie się do środka.
Julie wzięła książkę, która leżała na stoliku. Pomyślała, że „Podręcznik anatomii dla klasy dziesiątej” bardzo by się spodobał Abby. Chcąc odgonić od siebie myśl, że Martinowi i Abby mogło się coś stać, rzuciła obszernym tomem w szybę.
Odgłos tłuczonego szkła zlał się z kobiecym krzykiem. Dustin i Louis natychmiast odwrócili swoje głowy w stronę jedynej dziewczyny w ich towarzystwie. Julie pokręciła głową.
- To nie ja. – powiedziała bezgłośnie.
Dustin powoli ruszył w stronę drzwi. Odłamki szyby chrzęściły pod jego adidasami. Nie musiał stawać na palcach, aby zobaczyć wnętrze klasy.
Pracownia chemiczna była w nienaruszonym stanie. Nic nie przyciągało szczególnej uwagi Dustina. Te same co zwykle zlewki stały na stolikach. Ta sama szafka z substancjami, stała zamknięta na klucz w swoim zwykłym miejscu. Dustin mógłby przysiąc, że zaraz zadzwoni dzwonek i do klasy wejdą uczniowie.
Nie zgadzał się tylko jeden szczegół. W kącie klasy kuliły się dwie kobiety. Jedna, mimo swej postawy, patrzyła się na Dustina dumnym wzrokiem. Druga, pewnie młodsza, zakryła swoją twarz dłońmi. Chłopak od razu rozpoznał burzę rudych loków. Jego oczy zaszły łzami.
- Jules? – szepnął cicho.
Z drugiej strony powinni się cieszyć, że są dobrze zabezpieczeni i przynajmniej nie grożą im żadne ataki z zewnątrz. Jednak bardziej niepokojące było to, co znajdowało się wewnątrz. Przecież nie pierwszy lepszy cherlawy uczeń jest w stanie tak wygiąć metalową rurę.
Naturalnie, najsilniejsi zawsze byli członkowie drużyny futbolowej. Dustin przestał mieć nadzieję, że któryś z jego kolegów ocalał – w tłumie, który zostawili za zamkniętymi drzwiami prowadzącymi do auli, widział co najmniej dziesięć drużynowych koszulek. Wiedział, że szanse, że któryś będzie miał na tyle rozumu by uciekać, gdzie pieprz rośnie nie współgrały z ich niskim ilorazem tolerancji. Owszem, nie można im odmówić zgranej pracy w drużynie, jednak taki układ sprawdza się tylko wtedy, gdy mają silnego przywódcę, który powie im dokładnie jak mają grać. Dustin był pewien, że teraz tego zabrakło – za przywódcę uważali kapitana drużyny i słuchali jego słów z wielkim zapałem, a potem powtarzali je jak mantrę. Johnny miał jednak tą słabość, że wszystkie konflikty rozwiązywał za pomocą przemocy. Dustin wątpił czy rzucenie się na zombie, który może cię załatwić nawet draśnięciem, było najlepszym pomysłem.
Biorąc pod uwagę, że później spotkali Johnny’ego jako żywego truposza, który chciał się rzucić na swoją byłą dziewczynę, był to bardzo zły pomysł.
Korytarz, na którym się obecnie znajdowali, był po obu stronach zakończony parami drzwi. Oba były zablokowane w identyczny sposób, co mogło oznaczać tylko jedno – ktoś chciał się ukryć i zablokował jedyny sposób ucieczki. Oczywiście była jeszcze jedna droga – przez lożę dla nauczycieli, która znajdowała się nad aulą. Te drzwi były praktycznie zawsze zamknięte – zostawały otwierane tylko na akademie. Jednak jak się w rzeczywistości okazało, drzwi nie były naprawdę zamknięte, tylko mocno zatrzaśnięte. Wystarczyło mocno naprzeć i ustępowały.
Dustin, Julie i Louis się przekonali, że gdy zombie nie mają motywacji, na przykład, są bardzo głodne i postanawiają urządzić sobie szwedzki bufet z ludzkiego mięsa, chodzą tylko w konkretnych strefach. Jeśli więc truposze nie wiedziały, że ktoś tu się znajduje, nie widziały potrzeby dostania się na to piętro.
Julie starała się jeszcze bardziej zabarykadować drzwi, którymi się tutaj dostali. Weszła do pierwszej z brzegu otwartej klasy i po szybkim sprawdzeniu, że nie czai się tam żaden nieproszony gość, wzięła kilka krzeseł i postawiła je za szafką, którą przytargali chłopcy.
Byli chyba na piętrze przyrodniczym – znajdowały się tu pracownie do chemii, biologii i fizyki. Obok jednej z pracowni fizycznych znajdował się pokój nauczycielki – dlatego wejście na balkon nad aulą, znajdowało się właśnie na tym piętrze – szkoła była projektowana w ten sposób, żeby nauczyciele nie musieli się za dużo nachodzić.
Dziewczyna nie zwracała uwagi na hałas, jaki wykonuje poprzez szuranie stolika po linoleum. Wiedziała, że wszystkie truposze, które znajdują się w auli, zdają sobie sprawę z obecności jej, Dustina i Louisa i pragną jej krwi. Nie widziała, więc sensu w ukrywaniu tego, co było oczywiste.
Julie właśnie ustawiała ostatnie krzesło, gdy poczuła oddech na swoim karku. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza i z zamachem odwróciła się na pięcie.
- Louis! Nigdy więcej…
Julie nie dane było skończyć. Chłopak zasłonił swoją dłonią całe jej usta, jednocześnie przykładając palec wskazujący drugiej ręki do swoich warg. Przekaz był jasny – „siedź cicho”.
Julie wydała z siebie kilka niezrozumiałych dźwięków, a kiedy uznała, że dalsze wyrywanie się nie ma sensu, uspokoiła się. Jej klatka piersiowa unosiła się podczas wykonywania miarowych oddechów. Dopiero, kiedy Louis zobaczył, że Julie jest spokojna, zabrał swoją dłoń.
- Ty idioto! Co to miało być?
Przed Julie pojawił się Dustin, wzrokiem gromiąc dziewczynę.
- Ciszej, nie jesteśmy tu sami.
- Przecież wiem, że szkoła jest pełna zombie. – odparła Julie, krzyżując swoje ręce na klatce piersiowej.
Dustin powoli pokręcił głową na boki, zupełnie jakby myślał, że im wolnej będzie to robić, tym szybciej prawda dojdzie do Julie.
- Nie o to mi chodzi.
Zdezorientowana Julie popatrzyła na obu swoich towarzyszy i wreszcie zrozumiała. Z przerażenia rozszerzyły się jej źrenice, a usta odruchowo zakryła dłonią.
- Wy nie blokowaliście drzwi wyjściowych. Ktoś już je zamknął.
- Bingo. – odrzekł Louis.
- Wiejemy? – spytała dziewczyna.
- Najpierw oceńmy zagrożenie. Korytarz nie jest długi, jesteśmy w trójkę, damy sobie radę. – odpowiedział jej Dustin. Podrapał się w zamyśleniu po brodzie i dodał: - Może znajdziemy sojuszników.
- Problem w tym – powiedział Louis – że przez głośne zachowanie naszej księżniczki straciliśmy element zagrożenia.
Dustin uśmiechnął się szeroko.
- W takim wypadku nie musimy być wcale ostrożni.
Napotkał zdziwione spojrzenia Julie i Louisa i próbował westchnąć ostentacyjnie, ale ponieważ nadal był uśmiechnięty, efekt był komiczny. Bez wyjaśnień podszedł do pierwszych z brzegu drzwi do klasy i kopnął w nie z całej siły. W miejscu, gdzie Dustin uderzył drewno się wklęsło, a szybę pokryła sieć drobnych pęknięć. Drzwi wypadły z zawiasów.
Dustin patrząc na swoich osłupiałych przyjaciół, powiedział ze śmiechem:
- Nie mówicie, że nigdy nie chcieliście tego zrobić.
Louis uśmiechnął się półgębkiem.
- Marzę o tym od zawsze. – powiedział.
Chłopcy zaczęli szarpać się z inną parą drzwi, a tymczasem Julie podeszła do szafki, którą zabarykadowali drzwi oddzielające ich od zombie. Otworzyła dolne drzwiczki i zajrzała do wnętrza w celu zbadania zawartości. Po krótkim grzebaniu wyjęła stamtąd globus.
Julie stanęła naprzeciwko drzwi, za które chłopcy nie zdążyli się jeszcze zabrać i rzuciła z całej siły globusem w szybkę. Szkło rozbiło się na drobny mak, a dziewczyna naciągnęła rękaw swojego sweterka i przełożyła rękę przez otwór, który zrobiła. Julie wyszukała klamkę i otworzyła drzwi od wewnątrz.
Wszyscy otwierali jeszcze inne drzwi na różne sposoby. Louis naparł swoim barkiem na ostatnią zamkniętą parę. Napotkał opór, który był nie tylko spowodowany zamkiem. Coś stało z drugiej strony i uniemożliwiało dostanie się do środka.
Julie wzięła książkę, która leżała na stoliku. Pomyślała, że „Podręcznik anatomii dla klasy dziesiątej” bardzo by się spodobał Abby. Chcąc odgonić od siebie myśl, że Martinowi i Abby mogło się coś stać, rzuciła obszernym tomem w szybę.
Odgłos tłuczonego szkła zlał się z kobiecym krzykiem. Dustin i Louis natychmiast odwrócili swoje głowy w stronę jedynej dziewczyny w ich towarzystwie. Julie pokręciła głową.
- To nie ja. – powiedziała bezgłośnie.
Dustin powoli ruszył w stronę drzwi. Odłamki szyby chrzęściły pod jego adidasami. Nie musiał stawać na palcach, aby zobaczyć wnętrze klasy.
Pracownia chemiczna była w nienaruszonym stanie. Nic nie przyciągało szczególnej uwagi Dustina. Te same co zwykle zlewki stały na stolikach. Ta sama szafka z substancjami, stała zamknięta na klucz w swoim zwykłym miejscu. Dustin mógłby przysiąc, że zaraz zadzwoni dzwonek i do klasy wejdą uczniowie.
Nie zgadzał się tylko jeden szczegół. W kącie klasy kuliły się dwie kobiety. Jedna, mimo swej postawy, patrzyła się na Dustina dumnym wzrokiem. Druga, pewnie młodsza, zakryła swoją twarz dłońmi. Chłopak od razu rozpoznał burzę rudych loków. Jego oczy zaszły łzami.
- Jules? – szepnął cicho.
___________________________________________
Pisany w ferworze przygotowań do bierzmowania rozdział. Dlatego też musicie wybaczyć mi jego długość i drobne błędy. Poważnie, wychodzę z domu o 7, wracam o 21 i idę spać.
Taki tryb życia skończy się wraz z niedzielną datą, ale *fanfary* w poniedziałek jadę na Węgry na wymianę międzyszkolną i nie ma mnie do następnej niedzieli :) Nowego rozdziału i komentarzy na Waszych blogach należy się spodziewać dopiero po 27 maja ;)
Życzcie mi powodzenia, żebym się nie zgubiła w Budapeszcie xd
Taki tryb życia skończy się wraz z niedzielną datą, ale *fanfary* w poniedziałek jadę na Węgry na wymianę międzyszkolną i nie ma mnie do następnej niedzieli :) Nowego rozdziału i komentarzy na Waszych blogach należy się spodziewać dopiero po 27 maja ;)
Życzcie mi powodzenia, żebym się nie zgubiła w Budapeszcie xd